Skocz do zawartości

artipb

użytkownik
  • Liczba zawartości

    587
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez artipb

  1. Idea jak i Musa przyjeżdżają tylko z obcych krajów, polskiego nie trafi z używki, więc wada podobna jak Merivy - do tego chyba jednak ciut mniejsze, przynajmniej optycznie tak to wygląda? Poza tym rocznikowo i ofertowo zauważalnie droższe, nawet jak już się pojawią, co nie jest takie oczywiste.
  2. Na placu zostają: Xsara Picasso - w sumie ma wszystkie pożądane cechy, choć może okazać się kapryśna elektronicznie, silniki 1.6 90 KM jak i benzyniaki nie powinny bić po kieszeni, za to podaż sensownych z punktu widzenia kupującego aut -niezajeżdżonych i z w miarę pewnym rodowodem nie poraża Ford Fusion - nie ma prawie żadnej z pożądanych cech, ale jest toporny niezależnie od wersji, zazwyczaj goły, ale częściej z polskim rodowodem, trochę egzemplarzy ma w okolicach 100 kkm,silnikowo niezależnie czy benzyna czy diesel może nie jedzie, lecz się toczy z uwagi na niedobór koników, ale raczej zawsze do celu. Opel Meriva - kompromis między powyższymi, ale za to bez szans na egzemplarz z kraju nad Wisłą i z miarę pewnym przebiegiem,pozostaje jako najpewniejszy jakiś stuknięty lekko przybysz z Francji, tylko kilka silników wchodzi w grę (1.7 diesel albo któryś benzyniak, żeby nie biło po kieszeni),z uwagi na zagraniczny rodowód stan techniczny,a zwłaszcza przebieg do uzgodnienia ze sprzedawcą. Mówią, że człowiek dwa razy się cieszy, raz jak kupi auto, raz jak sprzeda.Co mnie przeraża -przy każdej drodze komis co 100 m,w necie ulepów tysiące,a jak się przyjdzie czegoś czepić, to nie ma czego. Tak się zastanawiam, czy te wszystkie strupy z komisów znajdą klienta, czy sprzedawcy mają wliczone w profil biznesu, że po roku czy dwóch np. 20% aut niesprzedawalnych idzie na na przykład na części?
  3. XXI wiek Kurier,przesyłka za pobraniem z odpowiednią wartością.Obojętnie który pierwszy i który do kogo i kiedy.W najgorszym wypadku jeden będzie miał dwa komplety kół,a drugi kasę na zakup kół brakujących. Bo jak nie, to w trójkącie Sulejów-Paradyż-Opoczno w samo południe w obstawie czterech ziomków spotkać się u gumiarza.Tylko chłopina może paść na zawał, jak mu się o jednym czasie dwa auta po pięciu chłopa w każdym z piskiem opon wbiją na podjazd... Albo wysyłajcie na przemian po jednym kole-oszust będzie miał komplet +1 felgę nie od kompletu, ale to już bardziej ryzykowne rozwiązanie
  4. A niby cytryna ma ocynk Scenic II jest dla mnie jakby to ująć - zbyt nie do przełknięcia z wierzchu. Z drugiej strony patrząc na rynek wtórny to myślę, że nie warto przekreślać też Fusion/Meriva - mniejsze i śmiertelnie nudne, ale z drugiej strony pozbawione elektroniki Cytryn. Zresztą żeby była jasność, odnośnie korozji -jak tylko napalę się na jakiś typ i model, natychmiast spotykam w krótkim czasie na drodze lub parkingu przynajmniej kilka egzemplarzy, od których chrupanie słychać z daleka, tak mi przeszedł pomysł na Getza,Zafirę i coś tam jeszcze.Teraz, jak zacząłem patrzeć na Cytryny, widzę ich nagle dzikie ilości na mieście i żadna przynajmniej z zewnętrz nie odstrasza, jeśli chodzi o rude...
  5. C8 i reszta eurovanów to już zdecydowanie za dużo gabarytu jak na auto wokół komina. C-MAX i S-MAX w tych pieniądzach to raczej gruzy, podobnie grandis. Avensis Verso i Corolla uciekają budżetowi - chyba faktycznie warto przy Xsarze zostać, w sumie auto konstrukcyjnie w XX wieku, a rocznikowo idzie wyhaczyć 2008-2009 przynajmniej według ogłoszeń nie zamordowane.
  6. Z przywołanych wyżej tylko almera ma podchodzącą dla mnie wersję tino.Tyle, że trzyma ona mocno cenę,za Xsarę z rocznika 2008-2009 mogę mieć tino 2004-2006, tak że trochę kiepsko...
  7. Teść, który naprawia od zawsze te auta by pomógł, więc robocizna pomijalna.Ale niestety nie ma tak dobrze-w W124 klima w końcówce lat 80-tych była za sporą dopłatą, jeśli występowała to raczej w topowych 3.0 D i mocnych benzyniakach. Tak, że montaż to na pewno darcie deski, które łatwe nie jest i na gotowe wiązki nie ma co liczyć.Podobnie brak uchwytów i mocowań, jedynie co, są gotowe zaślepione otwory na dodatkowe wyposażenie.
  8. Nie wiem, na ile to jest kwestia ciut bardziej "leżącej" pozycji w niskich autach, a na ile fotela - Octavia np. ma mocno podniesiony boczek wcinający się w udo, do godziny-dwóch fotel super wygodny, powyżej ból bocznej części prawego uda aż do drętwienia nogi, W124 fotele kanapowe bez wcięć, ale też po dłuższym czasie udo boli, W211 niby super wygodnie, a nawet po godzinie czasem mam dość. Z kolei moje Mitsu czy Kia Carnival, którą zdarza mi się jeździć - problem nie występuje. Nie wiem na ile to fotele, na ile PESELICA i mocno siedzący tryb życia, który prowadzę, ale skoro organizm sam mówi, że woli siedzieć wysoko na krzesełku, nie będę ryzykował (dobrze, że na razie nie domaga się VW Transportera).
  9. Wiesz, jest taki kawał, jak małżeństwo wygrało w totka, zona opowiada, co tam sobie zrobi - liftingi, liposukcje itp, a mąż zaczyna opowiadać, jak to stuninguje matiza - dołoży owiewki, spojery itp. Na to żona - co będziesz w starego trupa ładował, trzeba nowe kupić, a mąż - o właśnie, widzę, że pojęłaś. Kiedyś już myślałem o tym rozwiązaniu (podobnie zresztą o przerzuceniu z manuala na automat), ale wymaga to długiego czasu na poszukiwania części i jeszcze dłuższego na ich montaż. Darcie deski, przerabianie uchwtów przy silniku, przerabianie wiązek... gdyby to był klasyk za 30-50 kzł, może bym zaszalał. Ale montaż klimy w zgodzie ze sztuką do tego auta byłaby lekko podwojeniem jego wartości. A gdzie jeszcze mankamenty w stylu brak atermicznych szyb - nie wiem, czy instalacja nie musiałaby być od ciężarówki, żeby skutecznie schłodzić to akwarium, ewentualnie stacjonarna klima+agregat 230 v na dachu, jak to gdzieś widziałem w necie. Prościej pewnie kupić w124 z klimą działającą, ale za klasyka w stanie niezajeżdżonym trzeba dać koło 30 kzł na dziś, a znowu traktować go później jako wóz gospodarczy wręcz by nie wypadało. A u mnie brak możliwości finansowych na aż takie fanaberie. Tak więc nie pogrążając się w opary absurdu - W124 do ludzi lub na żyletki - to już postanowione.
  10. Podobny temat poniżej, ale założenia trochę inne. Dwa auta z podpisu - Mitsu, którym latam minimum raz w tygodniu w sezonie letnim i raz na dwa tygodnie w sezonie zimowym w trasę (taką od 100 do 400 km zazwyczaj + wakacje po 4000 km i okazjonalnie jakaś turystyka z rodziną po 500 - 800 km). Okazjonalnie do miasta wieczorem, sumarycznie około 13 kkm rocznie. Jako dupowóz praca-przedszkole-szkoła-zakupy i przewieźć-wywieźć pozamiatać W124 z podpisu. Kupiony 8 lat temu na chwilę na budowę, został do dziś. W sumie jest sterany życiem (tu ryska,to jakiś drobny początek korozji, tu plamka na tapicerce - w sumie 31 lat i licznikowe 580 kkm bez większych napraw, drobne oznaki rudej likwiduję u zaprzyjaźnionego blacharza na bieżąco) - nie salonówka, ale też nic mu nie dolega konkretnego. Niemniej szkoda życia na jeżdżenie tyle lat jednym autem, a w tym roku dodatkowo doskwiera mi brak klimy i wejście do piekarnika pod pracą, jak również mokre plecy i koszulka młodego po wyjściu z fotelika. Pewnie gdyby nie brak symbolu śnieżynki na tablicy, pojeździłbym jeszcze ze dwa lata lekko. Niemniej naszło mnie na zmiany, za Merca wezmę 2-3 kzł max, a jak nikt nie zechce, odprowadzę z bólem serca na żyletki. Na dupowozik codzienno - gospodarczy mam około 10 kkzł, więc szału nie ma. Na teraz choruję na Xarę Picasso z końcówki produkcji (2007-2009), żona i córka kategorycznie odrzucają pudełka (Berlingo, Partner, Kangoo) nad czym boleję, Getz, Panda czy podobnie nieco za małe, wszystko co niemieckie (Fabia, Polo, Golf) zazwyczaj w tych pieniądzach są skrajnie zajeżdżone albo z problematycznymi benzyniakami jak Skoda. Dodatkowo po doświadczeniach z Mitsu stwierdzam, że przyjemniej mi się jeździ czymś z bardziej "krzesłowatą" pozycją, a po dłuższej jeździe (3-4 godziny na przykład) nie odczuwam przenikliwego bólu prawego uda, co zdarza się zarówno w Mercedesie, jak i wcześniej trafiało się np. w Octavii czy tatusiowym W211. Picasso dopuszczam zarówno benzynę (1.8, 1.6), jak i na chwilę obecną podoba mi się jeden 1.6 HDI ale z tym prostszym silnikiem 90 KM (bez dwumasy, turbina bez zmiennej geometrii i chyba bez FAP). Myślicie, że to dobry wybór, czy szukać czegoś jeszcze?
  11. Trochę kasy poszło, ale skoro już przeszły "choroby wieku dziecięcego" po zakupie auta, to niech Ci jeździ i dobrze się ma. Co do sprzedawcy, nigdy więcej u niego nie kupuj i jeszcze rozpowiedz wszystkim znajomym, żeby nie kupowali.
  12. Pomijam w rozważaniach założenie omyłkowo żarówki 24V, co jest wykonalne. Jak nie znajdziesz spalonej (tablica rejestracyjna chyba w Caddy nie jest jednak kontrolowana, ale rzucić okiem nie zaszkodzi), to raczej popatrz w pierwszej kolejności na liczbę żarówek pozycyjnych z tyłu ( w Octavii II było np po 4 na stronę,z czego jedna współdzielona ze stopem). Jak nie pomoże - rozpoczyna się żmudna sprawa, której serwis też nie przeskoczy - organoleptycznie szukamy żarówki wciąż świecącej, ale z czarnym/przydymionym kloszem i wymieniamy. Jak nie pomoże - ostatnia sprawa we własnym zakresie - wymieniamy na czuja świecące żarówki (najpierw te mniejsze, bo mijania / drogowe jeśli są tradycyjne, to jednak albo świecą, albo nie świecą i jajeczek nie robią). Jeśli nie - elektryk samochodowy szuka problemu z kablami / gniazdami, bo gdzieś ten spadek napięcia być musi.
  13. Nie handluję, ale znam trochę biznes, opanowany niestety w większości przez cwaniaków, którzy wkręcenie frajera mają niejako wpisane w przedmiot działalności. Ktoś, kto ulęknie się kupującego, który po fakcie zrozumiał, że kupił ulepa z przystanku albo licznik kręcony trzy razy, nie zagrzeje miejsca w branży. Podejrzewam, że to nie pierwszy i nie ostatni klient, który handlarzynę straszy prawnikiem, obiciem gęby przez kuzyna i podpaleniem domu. Tutaj nie ma komisu kolegi, jest komis brata. Zresztą "po koleżeńsku" to nawet ciężko w twarz dostać. Jeśli ktoś wystawia w komisie kolegi i jeszcze fakturuje na tenże komis, to zdecydowanie nie za darmo, tylko za konkretny odsyp. Więc "komisant" też jest zainteresowany, żeby zarobić, a nie stracić. Co oni mają do stracenia? Że w najgorszym wypadku dostaną truchło z powrotem, a klientowi wypłacą 24 kzł, bo w zasądzenie jakiegokolwiek udziału w kosztach remontu skrzyni albo udowodnienie faktycznej kwoty sprzedaży szczerze wątpię. Wulgaryzmy pominę, ale rozmowa wygląda mniej więcej tak: Brachol, ten frajer od opla papugą mnie straszy. - A to wuj z nim, niech straszy. - Ale do sądu chce iść. -A to niech idzie, zadzwoń do (to dowolne imię), on tam ma takiego (...) co mu prowadził sprawę o tą przekręconą toyotkę, to jak coś, to weźmie, tylko jak coś się obsunie to ty płacisz, trza było wujowi nie sprzedawać. Poza tym jeśli komisant postąpił choć krok poza poziom nosacza z memów, to również posiada jakieś ubezpieczenie DG jako komis i na taką okazję z tej ochrony korzysta. Zresztą każdy rozsądny papuga, który zapozna się ze sprawą z punktu widzenia sprzedawcy ( i przede wszystkim jego dokumentacji) z radością taką sprawę weźmie. Nadmieniam oczywistą oczywistość, że finalne koszty procesu i biegłych płaci przegrany, co również zmniejsza obecne i przyszłe problemy po stronie sprzedawcy. Jeszcze raz podkreślam - gdyby faktura była na pełną kwotę, to można gdybać czy warto (na ile jest szansa udowodnić, że awaria skrzyni biegów to wada ukryta zatajona przez sprzedającego, a na ile normalne zużycie eksploatacyjne używanego auta - jednak ponad 6000 km od zakupu pojazd przejechał). Pomijam fakt, że kupujący niewłaściwie zabrał się do tematu, naprawy, jeśli chciał korzystać z rękojmi. W momencie, gdy cena jest tak fatalnie zaniżona ( praktycznie o wartość zepsutej skrzyni), to musiałby się cud wydarzyć, żeby w sądzie cokolwiek ugrać. Jeśli sprzedawca całkowicie dobrowolnie nie wyciągnie z kieszeni po rozmowie 2 - 3 tys zł jako obniżkę ceny na poczet remontu, to tym bardziej grosza nie da, gdy do akcji wkroczy prawnik.
  14. Jaki punkt zaczepienia? To, czy sprzedawca pokłóci się z bratem po fakcie,, czy nie, dla sprawy nie ma znaczenia. Szansa, że wystraszy się papugi i wyjmie 11 kzł z kieszeni jest bliska zeru, tym bardziej że jak się ugnie raz, to jaką ma pewność, że kupujący za chwilę nie przyleci z rachunkiem za kolejną część? Skąd weźmie te 11 kzł - przecież wręczając je musiałby mieć kwit i jakieś potwierdzenie przepływów w firmie - a jeśli wykazałby te 11 kzł oficjalnie, to rodzi się strata na działalności (zakup np. 19 kzł, sprzedaż 24 kzł, rękojmia 11 kzł). Za dużo kombinacji, a sprzedawca ma prawie 100% możliwość spuszczenia kupującego na drzewo. Poza tym nie zapomnijmy o jeszcze jednej oczywistości - przez cały okres trwania sporu auto stoi, wybebeszone i niszczeje. Kto zapłaci za przechowanie truchła, gdzie go schowa itp. Jeśli w umowie jest mowa o aucie wolnym od wad za 24 kzł i na fakturze jest 24 kzł wracamy do punktu wyjścia - proszę o zwrot towaru, w którym ujawniła się wada, zwrócę kwotę wskazaną tak w umowie, jak i w fakturze jako należność za pojazd. Nie wiem, może ja za bardzo spolegliwy jestem, ale w ewentualnym sporze widzę zarobek dla prawników (jakąś część kosztów pokryje DAS, ale czy wszystkie - radzę zajrzeć do polisy na sumę maksymalną i listę wyłączeń) i bliskie zeru szanse dla nabywcy (inaczej mówiąc - szanse tylko na etapie przedsądowym, pod warunkiem, że sprzedawca jest kompletnym bądź częściowym idiotą i dodatkowo ma na zbyciu parę kzł, których może się lekką ręką pozbyć).
  15. Myślisz, że to coś zmieni? To już by była w ogóle jakaś masakryczna głupota, żeby kwoty w tych dokumentach się różniły... Natomiast jeśli faktura wystawiona na mniej niż ewentualna umowa, to nieco mniejsza odpowiedzialność kupującego za współudział... Ale typuję, że jak handlarz jest na tym poziomie, że wystawia faktury, to jednak raczej wie, co robi.
  16. 1) Żaden szanujący się prawnik reprezentujący kupującego nie wyciągnie na wierzch tematu zaniżonej ceny na fakturze - czyli w sporze sądowym obowiązuje te 24 kzł. 2)Jeśli sprzedawca ma papugę, albo chociaż ciut oleju w głowie - na pierwszej sprawie powie - proszę o zwrot pojazdu (oczywiście w stanie kompletnym, z wadliwą skrzynią, ale złożoną ewentualnie za potrąceniem jakiejś drobnej kwoty - może być ze skrzynią w częściach). Należność w kwocie 24 kzł wypłacę natychmiast kupującemu. Jeśli ma lepszego papugę - zacznie prosić o ekspertyzę (tutaj jej chyba nie ma), na okoliczność, że usterka nie miała np. charakteru mechanicznego - np. uderzenie obudową o coś na drodze - jeśli skrzynia jest już w częściach, jaką sprzedawca ma gwarancję, że to skrzynia, która pochodzi z tego konkretnego auta? Trzeba pisać do producenta o potwierdzenie numerów seryjnych. Problemy techniczne i eksperckie można mnożyć - powoływać nowych biegłych, podważać opinie... DAS ma chyba górną granicę odpowiedzialności pomocy prawnej, więc na pewnym etapie trzeba będzie na biegłych i rzeczoznawców wyjąć własną kasę, bo wtedy nie da się powiedzieć "Nie, to jednak wycofuję pozew" bez poniesienia wcześniejszych kosztów. Kwestia ceny - sprzedający ma milion sposobów, aby udowodnić, że jednak sprzedał za 24 kzł. Oczywiście wtedy musiałby przyjąć linię, że skrzynia jednak była wadliwa, ale właśnie na to opuścił z ceny. Jeśli mimo wszystko jakimś cudem prawnik nabywcy udowodni zaniżoną cenę, to wykroczenie karno - skarbowe jest oczywiste - do odrębnego postępowania. Reasumując - papuga z DAS zarobi, autor zostaje bez auta na pół roku, rok, dwa a może dłużej, przy czym finalnie odzyska jeśli odzyska - to raczej 24 kzł plus odsetki. Ewentualnie g... odzyska, a po kilkunastomiesięcznym postoju dołoży jeszcze parę zł na ożywienie auta. Jedyna nadzieja, że sprzedawca to na tyle drobny Mirek, że wystraszy się prawnika, ale przynajmniej raz do sądu chyba pójdzie - chociażby żeby zaproponować oddanie pieniędzy. IMHO - naprawić, zapomnieć o sprzedawcy i potraktować jako nauczkę na przyszłość, tymczasem autor wątku konsekwentnie brnie w dalsze wydatki i problemy...
  17. Prawie 14 kzł z VAT i 6 kzł w różnych warsztatach.To nie jest 1000 zł na robociźnie i nawet 2000 na marży na części, tylko mniej niż pół ceny.Masz pewność, że zakres naprawy, użyte części i przede wszystkim wiedza jak zrobić są porównywalne?
  18. Dlatego jak kupujesz od firmy, to problemu nie ma, bo wiesz co kupujesz i za ile.Choć okazyjne dobre auta w niskich cenach to raczej rozchodzą się wśród znajomych.Albo inaczej, jeśli ktoś w firmie w ogóle wykupuje auto z leasingu, to albo dla siebie, albo dla znajomego,a nie po to, żeby zrobić dobrze handlarzowi. Jeśli pośrednik-handlarz, komis, czy drobny wałkiewicz wpisuje na fakturę mniej, to po to, żeby zmniejszyć kwotę podatku,a nie dla sportu. Niemniej to wpisuje się w filozofię wcześniejszą-coś mi nie pasuje, mam wątpliwości-idę dalej, tego kwiatu jest pół światu.
  19. Merytorycznie-skoro skrzynia leży w częściach w warsztacie, to nawet jakby jakimś cudem poskładali do kupy na starych częściach, to darmo tego nie zrobią.Czyli opcja ze składaniem i przewożeniem do innego warsztatu odpada, bo nawet jak będzie taniej, to sumarycznie dojdzie do tych 11 albo je minie.Jeśli obecny warsztat ma pojęcie o tym co robi, i do tego da gwarancję, to robić u nich. Opcja druga, choć sumarycznie nie wiem, czy tańsza-używka. Niemniej jak masz zamiar tym autem pojeździć choć ze trzy lata, to zacisnąć zęby, może coś utargować z tych 11 kzł jak będzie możliwość i naprawić na nowych częściach.
  20. Jakież to polskie, gdy sprawa się rypła,rozważać donos do US, co jednak wcześniej nie przeszkadzało. Jeszcze raz zwracam uwagę na prosty fakt-cena rynkowa około 40 kzł, gość zajmujący się handlem życzy sobie 25 kzł na fakturze, czyli żeby wykazać jaki taki zysk, jako cenę zakupu wykazuje optymistyczne 22 kzł lub nawet mniej.Zatem co handlarz mógł kupić za połowę wartości rynkowej? Sam fakt propozycji wpisania takiej kwoty na fakturze przez gościa prowadzącego działalność gospodarczą (czyli ponoszącego odpowiedzialność większa, niż sprzedawca prywatny) IMHO jest sygnałem do natychmiastowego odwrotu-ewentualnie jeśli auto jest szczerozłote i cudowne-propozycja dla sprzedającego, że dopłacisz większą czy mniejszą kwotę, żeby miał na pokrycie części czy całości podatku, ale warunek-pełna kwota na rachunku. Chcesz odwagi-masz.Lata świetlne temu kupiłem w Nowym Sączu z komisu Audi 80 za kasę ze ślubu. W tamtych czasach nie było rękojmi, nie było takich przepisów gwarancyjnych, zwrot wchodził w grę w zasadzie tylko jeśli auto okazałoby się kradzione.Nie było też youtuba i autokącika takiego jak dziś, gdzie ktoś na mój rozpalony łeb wylałby kubeł zimnej wody.Ulep okazał się przypuszczalnie popowodziowy, pomimo wymiany dziurawego parownika i naprawy kilku innych rzeczy przy klimie, nigdy ten podzespół nie działał jak powinien.Reszta na szczęście działała. Później jeszcze doszedłem, że auto miało w briefie 9 właścicieli, ostatniego jakiegoś Ho-Hi-Mincha. Wnioski-od tamtego czasu unikam podejrzanych okazji (czyli większości za tanich w stosunku do średniej aut na polskim rynku),unikam jeśli mogę handlarzy cwaniaków i geograficznych fabryk ulepów, gdzie w co drugim domu we wsi komis,a w co trzecim blacharz i wreszcie unikam kombinowania na rachunkach.Moja lekcja była lekko połowę tańsza od Twojej, ale skuteczna do dziś. Nie śmieję się z tego, co się przydarzyło, bo używane auto to loteria.Ale jak pisałem wcześniej, nie przeszkadzało Ci wałkowanie naszego kraju, jaki by on nie był na podatku-nie bez własnej korzyści do momentu, aż los na loterii okazał się przegrany. Prawidłowe brzmienie tego tematu-kupiłem auto,z różnych względów nie mogę oddać ani liczyć na rękojmię, jak najmniej boleśnie doprowadzić do użytku.I kropka.
  21. Tu nie chodzi o pastwienie - po prostu ten wątek szedł sporą chwilę w niewłaściwym kierunku. Rękojmie, partycypacje w kosztach naprawy, zwroty i gwarancje - to wszystko w przypadku auta używanego jest co najmniej problematyczne. Wymaga czasu, kasy i zazwyczaj bez papugi ( a usługi prawne też darmowe nie są) się nie obejdzie. Czyli innymi słowy po pierwsze musi być o co walczyć (bo o tanie auto zazwyczaj szkoda zachodu), a po drugie takie przepychanki mogą potrwać sporo. W rezultacie wywalamy kasę na auto, a później może zdarzyć się, że przez jakąś usterkę, biegłych, procesy, apelacje zostajemy na dłuższy czas i bez kasy i bez auta. Ale to wszystko ma sens tylko i wyłącznie wtedy, gdy podczas zakupu papierowo jest wszystko w najlepszym porządku. Tymczasem póki znajdują się tacy entuzjaści okazji, to jest podaż dla Mirasów, co to albo kwotę zaniżą na umowie, albo umowa "na Niemca", albo "klima działa, tylko nie nabita". I jak ktoś chce normalnie kupić używane auto to nie kupi, bo entuzjaści okazji psują rynek i Miras po pierwsze kupuje i wpuszcza na rynek ulepy wiedząc, że ma na nie zbyt bez konsekwencji, a po drugie później sensowne własne auto sprzedać ciężko, bo wokół same okazje 30% tańsze. Póki ludzie godzą się na tego typu wałki, to sprzedające Mirasy idą na różne przekręty, a normalny człowiek nie ma po co zaglądać do komisu, nie kupi tam i nie wstawi tam swojego auta, a przy odsprzedaży prywatnej trzeba słuchać pitolenia, że drogo, a dodatkowo umowy sprzedaży pisać w asyście dwóch sędziów sądu najwyższego, żeby się później nie bujać z nabywcą o roszczenia. Innymi słowy czas na pisanie tego postu był w formie "mam okazyjne auto, ale sprzedawca daje fakturę prawie 40% mniejszą niż kasa", natomiast jak teraz czytam fragment o zawiadamianiu US o oszustwie podatkowym czas dłuższy po fakcie, to mi się nóż w kieszeni otwiera.
  22. Sprzedający (w prokuraturze, sądzie, skarbówce etc.): tak, wystawiłem za 39 000 zł, w międzyczasie objawił się jakiś problem ze skrzynią, a że kupiłem za 19 000 zł, to na tych 25 000 zł mam i tak zysk. Gość kupił świadomy, że jest ryzyko, że coś nie tak ze skrzynią, ale równie dobrze może będzie chodzić i nie trzeba nic będzie robić. Teraz jak padło, to chce mnie wciągnąć w koszty. Świadek żona - ale było tak i tak... - adwokat sprzedawcy i sędzia robią cha cha i mówią, że co ma żona w takiej kwestii mówić? Broni męża i własnego interesu... Kupujący - ale ja wybrałem z banku 39 000 zł i jest ślad po tej transakcji ... Adwokat i sędzia - kto wie, co pan zrobił z różnicą 14 000 zł - może profilaktycznie schował, żeby później w razie czego robić taki wałek jak teraz, a może w tajemnicy przed żoną kupił auto taniej i naopowiadał że drożej, a różnicę pan sobie schował na kochankę lub pro... znaczy profesjonalistki. Sprzedawca - proszę bardzo, to jest dowód zakupu, tu jest ewidencja księgowa i dowód KP na 25 000 zł, a tu podpis kupującego. Ale w drodze wyjątku i w ramach dobrej woli jestem gotów z tytułu rękojmi przyjąć pojazd z powrotem i zwrócić pełną wpłaconą kwotę, czyli 25 000 zł. Sędzia - uważam, że to dobra propozycja, koniec sprawy. Chłopie, ile zyskałeś na tym konkretnym rodzynie i na zaniżeniu faktury? 2 czy nawet 4 tys. zł na aucie za prawie 40 kzł? Jakby za pół roku wyszło, że kradzione, to też byś całych 39 000 zł żądał w oparciu o fakturę na 25 000 zł? Nawet nie pisz otwarcie w necie, że zrobiłeś wałka skarbowego do spółki ze sprzedawcą (wróć, już napisałeś ), bo jak tu jakieś służby skarbowe zaglądną, to niezależnie od auta i skrzyni jest ryzyko, że obaj będziecie mieć kuku. Zagrałeś w bardzo głupią loterię (zaoszczędzę parę tysi, zaryzykuję 10 x więcej), przegrałeś, na szczęście nie na całą kwotę, ale na 1/4 ceny. Ze sprzedawcą daj sobie spokój, z rękojmiami i Urzędem Skarbowym, bo w każdym wypadku jesteś głęboko umoczony i nic nie zyskasz, tylko stracisz. Biorąc pod uwagę, że auto kupione od Mirasa handlarza, który najpewniej celowo zataił problemy ze skrzynią, podejrzewam, że próba polubownej rozmowy skończy się gromkim śmiechem, lub ewentualnie poszczuciem psem. Tak że ten, o ile nie reprezentujesz półświatka mafijnego, to właśnie otrzymałeś poważną życiową lekcję, niestety dość drogą. Teraz tylko kalkuluj, co taniej - przekładka z innego auta lub remont, ale kasy niestety szukaj we własnej kieszeni, bo gdzie indziej nie dość że nie znajdziesz, to wtopisz jeszcze więcej...
  23. Bixenon to chyba w ogóle auto po zderzeniu ze ścianą i kupione jakieś chińskie reflektory. Gdzie linia odcięcia jakakolwiek ja się pytam, przecież na tej ścianie jest jakieś losowe mydełko. Dodatkowo może ja tu gonię w piętkę, ale jaki jest sens porównania ksenon vs biksenon, skoro i tu i tu źródłem światła jest palnik ksenonowy, a bi - oznacza tyle, że dzięki dodatkowej ruchomej przesłonie ten sam palnik realizuje również funkcję świateł długich?
  24. W kwestii wiedzy dla potomnych: jeszcze trochę za krótki dystans zrobiony, ale na 99% wymiana listwy zasilającej wtryski pomogła. W listwie tak naprawdę tylko jeden komplet kabelków zasilających wtryski był dobry. W dwóch kompletach w jednym kabelku wytarta izolacja i prześwitywał przewód, a w jednym komplecie (chyba ten najbliżej wtyczki jak pamiętam) jeden z kabelków całkowicie na wierzchu, pęknięte nawet ze dwie, trzy niteczki z przewodu. Objaw od wymiany nie wystąpił. Zresztą tak czy siak warto było wymienić, bo pewnie jeszcze trochę i auto rzuciłoby robotę z powodu braku zasilania elektrycznego jednej z pompek.
  25. Powyżej 200 kkm na liczniku - jesteś przegrany. Auto ma wady - jesteś przegrany. Ma być nowe, w tym roczniku i modelu jedyny akceptowalny przebieg to 179 tys. kkm. Piszę to z pozycji człowieka, który Skodę Octavię 2.0 TDI z podpisu sprzedawał 3 miesiące. Auto bez wad, ideał pod względem mechanicznym, lakierniczym etc. Nigdy nie uderzony, bez ryski, bez purchelka, garażowany od zawsze, ostatnie 2 lata jeżdżony po mokrym albo śniegu tylko jak opad zaskoczył w trasie albo na wakacjach. Wszystko wymieniane jak tylko brzękło - podczas eksploatacji wymienione świece żarowe, klapa gasząca, dwumas i sprzęgło, rozrząd świeżo co zrobiony. Przeglądy kompletne, w tym klima - co do kilometra na liczniku przebiegu. W baku tylko paliwa premium - głównie Lotos Dynamic, na wyjazdach zagranicznych tylko markowe stacje i też paliwa premium. Dwa komplety kół, w tym letnie prawie nowe z górnej półki za ponad 400 zeta za sztukę. Bardzo fajne wyposażenie - czujniki, klimatroniki i inne wodotryski. WADA - 252 tys. w 11- letnim aucie w dieslu. Ceny giełdowe (Allegro, Otomoto, OLX) - 15-22 tys. Wypracowanie na OLX i OTOMOTO podobne do Twojego. Od lutego do maja może z 7-8 telefonów, mieli oglądać, ale nie dojechali, tylko czas w domu stracony.Kilku prześmiewców we wiadomościach na OLX (Panie, to szrot z takim przebiegiem albo 250 tys. i sprawny - nie może być). Stopniowy zjazd z ceny w ogłoszeniu z 19 tys. na 16,5. Byłem gotów oddać nawet za 15 w pewnym momencie. W maju po około trzech miesiącach pojawił się człek, pooglądał, pooglądał i za 16 wziął. Mam nadzieję, że zadowolony jeździ do tej pory. Niestety, ale nasz naród mentalnie tkwi tak głęboko w "Panie, Niemiec płakał jak sprzedawał i auto jeździło tylko do kościoła", że przebieg powyżej 200 kkm przekreśla jeśli nie wszystko to wiele. Zrób te pierdołki, które możesz ( głównie zaprawki, polerowanie świateł, manetka, pranie fotela) - nie znając Cię osobiście w ogłoszeniu sam widzę strupla, włącza się myślenie - skoro tyle wad i jeszcze rdzę, to pewnie jeszcze drugie tyle gość pominął, i to pewnie te istotne, może całe podwozie w dziurach, a on purchelkami oczy mydli. Ma być szybko - musisz tak czy siak zejść z ceny. Chcesz uczciwe pieniądze - to może potrwać. Za pasem 1 listopada - październik tradycyjnie miesiącem zakupu aut, żeby się było w czym pokazać. Tylko znowu ten przebieg na przeszkodzie... Rynek jest tak wysycony używanymi perełkami zza granicy, że cierpliwość może być bardzo potrzebna.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Używając tego serwisu, wyrażasz zgodnę na naszą Polityka prywatności oraz Warunki użytkowania.