Skocz do zawartości

artipb

użytkownik
  • Liczba zawartości

    587
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez artipb

  1. Człowiek pyta w wątku, od razu sygnalizując że nie o sens chodzi, tylko o to jak dbać, żeby działało.Część,w tym ja piszemy, jak naszym mniej lub bardziej fachowym zdaniem zrobić, żeby działało.Konkluzja jest jedna póki co-od czasu do czasu kawałek przegonić. Część, która nie uczyła się czytania za zrozumieniem, odpisuje, że kupić benzynę oraz nazywa tych, którzy odpisują na temat niewolnikami samochodu. Czy naprawdę jak ktoś pyta o codzienne wożenie skrzynki pomarańczy na grzbiecie konia, bo tak się składa, że tego konia ma/zamierza kupić, to koniecznie musicie odpisywać "kup osła, do wożenia skrzynki na grzbiecie osioł będzie lepszy?" Tak, już dawno ustaliliśmy na tym forum, że osioł lepszy,a po mieście to tylko mała benzyna albo elektryk,a na trasę mocny diesel albo równie mocna turbobenzyna (znaczy się koń względnie duży osioł z turbiną) i autor wątku też to chyba wie. Ale chce/musi kupić/dostanie za darmo diesla, więc skupmy się na tym, czy w takich warunkach na pewno tego diesla zarżnie, ewentualnie co robić, żeby nie zarżnąć.
  2. Przy tej eksploatacji jaki problem raz na dwa tygodnie wyjechać na autostradę albo S-kę, przejechać od węzła do węzła np 30 km tam i z powrotem, włączyć muzyczkę, porozkoszowć się jazdą dla jazdy, bez konkretnego celu, przy okazji przegazować, żeby się zmienna geometria turbo rozruszała. Koszt paliwa na taką przejażdżkę bez celu pomijalny, a co się ma wypalić, to się wypali. Generalnie tak niedogrzana benzyna, jak i niedogrzany diesel nie lubią być niedogrzane.A poza tym co chcecie osiągnąć - wieki bezawaryjnie jeździć nic nie będzie.
  3. To jest powód, żeby powiedzieć "Dziękuję, do widzenia" i wyjść stamtąd pieszo.
  4. Jedno auto w domu stosunkowo duże - SUV (Outlander II) z pancerklekotem 2.0 od VW. Na trasie 7-7,5, po mieście 10 ON. Drugie autko - od niedawna Clio III Grandtour 1.2 - 6,7 na trasie i do 9 po mieście, ale bliżej 8 Pb. Pomiędzy autami przepaść rozmiarowa, technologicznie zbliżone. Jakie wnioski - na dłuższe trasy i do wygodnej jazdy z punktu A do B jako połączenie międzymiastowe - lepszy ON z racji spalania, charakterystyki jazdy, a jeśli spojrzymy na nieco mniej klekotliwe nowsze diesle na CR - to i cichsze, i zrywniejsze przy niższych obrotach. Na krótsze jeżdżenie wokółkominowe - mała benzyna, a po nowemu to wręcz idealny byłby elektryk. Przyrody nie oszuka - jeśli zaczniemy po mieście jeździć dieslem, to spalanie absolutnie nie będzie na tyle małe, żeby opłaciło się ponosić dodatkowe koszty związane z zakupem ON. Jeśli zaczniemy w trasy jeździć małą benzyną, to spalanie będzie sporo wyższe niż po mieście i męka się toczyć 800 km autem z segmentu B, natomiast jeśli zapakujemy dużą benzynę do dużego auta, to czymś te konie pod maską nakarmić trzeba. Tak na marginesie - technologia idzie do przodu, ale nie w kierunku ograniczenia spalania i kosztów eksploatacji, tylko spełniania norm ekologicznych. W przypadku dwóch Renówek z tematu to nie spalanie trzeba porównywać, bo nie o to producentom chodziło, tylko nazwijmy to ślad spalin, jaki po sobie zostawiają. Co nie zmienia faktu, że fajnie, że mamy downsizing, turbiny, S&S, hybrydy i elektryki. Niemniej ostatnio sprzedałem 32 letniego W124, który z 2,5 pojemności diesla osiągał zawrotne 90 KM i na liczniku miał ponad pół miliona kilometrów. I tak się zastanawiam nad tą całą ekologią - to auto w ciągu 30 lat eksploatacji zostawiło w powietrzu ileś tam spalin, a w warsztacie co 12 kkm 7 litrów oleju i filtry. Ale patrząc na nowoczesne konstrukcje, których okres użytkowania programowany jest na ciut ponad 10 lat i jakieś 400 kkm maks, gdzie jeszcze po drodze zostawią 5x tyle części zamiennych w warsztatach, a elektryki za chwilę zaczną śmiecić zużytymi ogniwami, to nie wiem, czy ta doraźna ekologia w dłuższym okresie czasu jest taka pożyteczna. Jakby nie liczyć, ten Mercedes w ciągu swojej eksploatacji wystarczył za trzy nowsze auta, gdzie dwa z roczników np. 1990 i 2000 byłyby już pocięte na żyletki lub dogorywały gdzieś, gdzie badanie techniczne podbija szwagier, a trzecie z rocznika 2005 właśnie dojeżdżałoby kilometry.
  5. Ok, mam dziś zakręcony dzień. Chodziło mi o to, że zielony MA USTĄPIĆ CZERWONEMU . Się mi kolorki już zaczęły mieszać, ale spoko - zaraz wychodzę z pracy i siadam za kółko w drodze do domu - postaram się dziś więcej nie mylić zielonego z czerwonym. Oczywiście poprawiłem w tamtym poście kolory - zresztą w reszcie tekstu widać, że to palec giętki na klawiaturze miał problem przekazać, co myśli głowa, parafrazując wieszcza.
  6. Jak koniecznie chcesz, to możesz oddać, mi się tam nie spieszy. Ja się w 100% zgadzam z przedmówcami - patrząc z góry są dwa odrębne skrzyżowania, jest znak droga wewnętrzna, jest skręt w lewo zielonego vs czerwony jadący prosto, oznakowanie dla czerwonego "ustąp pierwszeństwa" też dopiero przy drugiej drodze (tak przy okazji czerwony musi być dobrze obeznany z topografią, żeby nie próbować ustępować jadącym z prawej z drogi wewnętrznej - jakby nie biała tabliczka, to IMHO pomimo pasków na jezdni wchodziłaby w grę reguła prawej ręki, choć moim zdaniem gdzieś poza kadrem może chociaż się ukrywa na drodze wewnętrznej znak "ustąp pierwszeństwa", gdzie i parę trójkącików poziomych by nie zaszkodziło). Konia z rzędem natomiast temu, kto nie będąc tubylcem ogarnie to na szybko w nocy lub przy kiepskiej widoczności.
  7. CZERWONY ma pierwszeństwo. Niemniej jeśli są wątpliwości i trzeba pierwszeństwo ustalać przez głosowanie (czy choćby nawet przez aklamację), to skrzyżowanie jest zrypane. Ps. Na miejscu zielonego w dzień bym ustąpił, ale czy w nocy, zwłaszcza przy gorszej widoczności nie poszedłbym prosto jak dzik w szyszki, to nie wiem.
  8. Nie powinno się dziać nic. Dla pełni psychicznego spokoju, jeśli ma pomóc psychice, jak jest możliwość, rzuć na tył, ale naprawdę nie ma potrzeby.
  9. Przed holowaniem mocno zalecany kontakt z instrukcją obsługi. Taki heheszek - mój outlander II (a więc pewnie i bliźniaczy PUG i Citroen) - wystarczy się schylić i z przodu auta widać dwa ucha, do holowania idealne. Natomiast dziób pingwina zgina się w tym miejscu, że jako rzecze instrukcja, tylko jedno z tych uszu nadaje się do holowania, natomiast drugie, które optycznie się nie różni, służy jedynie do umocowania auta podczas transportu na lawecie albo morskiego - holowanie za nie może się skończyć zniszczeniem konstrukcji pasa przedniego i podwozia (czyli innymi słowy linka zapięta za to ucho przy którymś szarpnięciu może nam wyrwać kawałek przodu).
  10. Taka rada na przyszłość.W dzisiejszych czasach śruby zabezpieczające należy wyrzucić natychmiast po zakupie auta.Przy nowych felgach ewentualny złodziej odkręci takim kluczem uniwersalnym, przy starych o ile w ogóle będzie się komuś chciało, też odkręci,a jak nie to zniszczy próbując.Zresztą w mojej okolicy wieki nie widziałem auta na cegłówkach/piastach na parkingu,a ten 1%ryzyka załatwia skutecznie AC. Wszelkie śruby zabezpieczające felgi najlepiej zabezpieczają felgi przed właścicielem i warsztatem, który auto ogarnia.
  11. artipb

    Honda FRV Opinie

    Przesunięty w stronę drzwi fotel kierowcy, natomiast kierownica nie aż tak bardzo, położenie trochę takie, jakby fotel kierowcy miał być nieco bardziej w prawo. Ja kiedyś na etapie poszukiwania autobusu siadłem, i nie dość że siedziałem na drzwiach, to to przesunięcie osi fotela kierowcy względem osi kierownicy i pedałów oraz osi jezdni jakiś dyskomfort mi sprawiało, może da się przywyknąć, ale ja odpuściłem.
  12. W Polsce przecież pełno tego,przynajmniej w moim regionie,a na wakacjach u Madziara też się łatwo o Pandzika potknąć, choć tam znowu Suzuki było więcej,z racji montowni u nich. Danych statystycznych sprzedaży nie zbieram, więc może to tylko moje wrażenie, ale w sumie I półrocze 2019 w Europie: Volkswagen Golf: 220 825 egzemplarzy (-14%) Renault Clio: 188 177 (+1%) Volkswagen Polo: 147 191 (-10%) Ford Focus: 128 827 (+9%) Ford Fiesta: 126 321 (-20%) Peugeot 208: 125 643 (-5%) Opel Corsa: 123 580 (+5%) Dacia Sandero: 123 069 (+7%) Renault Captur: 121 970 (bez zmian) Skoda Octavia: 121 042 (-2%) Citroen C3: 119 951 (+3%) Volkswagen Tiguan: 118 199 (-9%) Dacia Duster: 117 547 (+21%) Toyota Yaris: 117 168 (+2%) Nissan Qashqai: 116 407 (-14%) Volkswagen T-Roc: 114 378 (+61%) Peugeot 3008: 107 794 (-3%) Fiat Panda: 105 896 (+15%) Fiat 500: 101 543 (-8%) Mercedes Klasy A: 100 807 (+44%) Jak widać Pandzik w segmencie A jakoś bardzo nie odstaje.
  13. Średnio mi się chce wierzyć, żeby Pandzik, który jednak ma nabywców sporo zwłaszcza w byłych demoludach tak od razu został zaorany. Przecież gdzieś Ci emeryci z kasą ze skarpetki tudzież najmniej prestiżowi PH muszą iść, wszyscy po Yariski nie pójdą, a Punto czy Fabia to już jednak znacznie większe wozidełka od Pandy. 500 pewnie nie będzie szkoda, jeśli ma być odnowione ładne Punto.
  14. Czy wysokie wymagania? Hm, pomyślmy, czy to wysokie wymagania na auto miejskie poniżej 20 kzł około 10 lat... 1)Bezwypadkowa przeszłość (dopuszczalne oczywiście drobne kolizje, lakierowanie pojedynczego elementu ale nie połowy auta); 2)Na dzień zakupu sprawne auto, w tym działający bez zauważalnych przeszkód silnik, sprawna klimatyzacja, sprzęgło, które umożliwi powrót do domu; 3)Przebieg poniżej 150 kkm, im mniej, tym milej widziane ze względów oczywistych; 4)Pochodzenie z salonu w PL (m.in. w celu łatwiejszej weryfikacji pkt 3), pierwszy lub drugi właściciel ( w celu łatwiejszej weryfikacji punktów 1-3); 5) Stan auta wskazujący, że nie wożono w nim bydła, materiałów budowlanych luzem oraz nie służyło do przewozu kontrabandy z Kolumbii po leśnych drogach Ameryki Południowej - generalnie, że właściciel poza jazdą z A do B od czasu do czasu serwisował pojazd i zaglądał pod maskę, oraz że auto widziało minimum raz w miesiącu odkurzacz i myjnię. Z aut oglądanych, które pozytywnie przeszły weryfikację z netu, większość na miejscu poległa już na etapie punktu 1, góra dwa. Część była skrajnie zaniedbana pod każdym względem (np. Ford Fusion w Warszawie, gdzie z uwagi na stan sprzęgła nie wróciłbym do domu, olej w silniku miał konsystencję masła, a kilkuletnie niezabezpieczone odpryski na dachu zamieniły się w dwucentymetrowe bąble), część niby od pierwszego właściciela miała zapisane pół karty pojazdu (wujek ciotki sprzedał ojcu znajomego, on matce stryjenki, która sprzedała sąsiadowi spod lasu, który przerejestrował na syna, a syna żona wzięła po rozwodzie, ale był za mały, to odsprzedała znajomego bratu, który wziął na firmę, a tam tylko trzy osoby jeździły,a ostatnio mój bratanek co kupił dla siebie, a mi teraz odsprzedał - tak, że wie Pan, cały czas w jednej rodzinie). Nawet takie oczywistości, jak pochodzenie z PL było trudnością dla sprzedawców (przez telefon zarzeka się, że z PL, po wklepaniu w CEPIK okazuje się, że pierwszy właściciel, ale w Polsce, bo wcześniej w Niemczech ośmiu było), podobnie są handlarze, którzy naprawdę nie wiem, na co k... liczą, jakby CEPIKU nie było, ale np. jedno auto, które miało w porządku historię w papierach przy okazji oglądnąłem - okazało się, że owszem mały przebieg i pierwszy właściciel, tylko sprzedawca konsekwentnie zapomniał przez telefon, że od tegoż właściciela kupił na handelek przydomowy i dodatkowo, że auto jest po bardzo poważnej kolizji). Nie żałuję ani kilometra, bo jak wcześniej pisałem - poszukiwania auta twórczo łączyłem z atrakcjami dla dzieciaków, a poza tym w moim regionie (podkarpackie) nie kupiłbym auta w stanie i z wyposażeniem, jakie w końcu kupiłem i w takich pieniądzach. Niemniej swoje zdanie podtrzymuję - jeśli nie czeka na nas okazja od sąsiada, to mając jakie - takie wymagania poza trzyma się kupy, ma cztery koła i jedzie do przodu i do tyłu oraz z grubsza hamuje, trzeba jednak chwilę szukać.
  15. Jak się zabierze Octavię, to na pewno nie pójdą po Golfa w zamian - nie ta klasa, nie ta kasa. Ja wprost przeciwnie - uważam, że floty ewentualnie pozbawione Octavii uderzą po coś w podobnym przedziale cenowym - czyli albo bardzo bardzo gołego Paska, albo właśnie w dość ciekawe autka typu P508, Talisman i mimo wszystko w koreańce - które w kolejnych odsłonach są coraz ładniejsze w sensie europejskim - taki na przykład nowy Ceed, ProCeed czy Optima mają szanse dziabnąć spory kawałek tortu.
  16. Ubicie SUV-ów to najgorsze, co mogliby zrobić. Ujeżdżam obecnie Outlandera II generacji i patrzyłem na kolejne modele tak z używki, jak i nowe. IMHO po II Outlander strzelił sobie w stopy (w zasadzie tylko benzynowe silniki,w zasadzie tylko CVT, która dla kogoś, kto kupuje używkę jest mocnym argumentem na nie, likwidacja ławeczki w tylnej klapie, w wersji siedmioosobowej praktycznie likwidacja sensownego bagażnika - zresztą ten strzał ładnie widać po statystykach sprzedaży). Dla warunków SUV+napęd 4x4+ możliwość okazjonalnego przewozu 7 osób oraz taki przyzwoity nie za duży i nie za mały gabaryt Kodiaq IMHO to w tej chwili to jedyna sensowna alternatywa w tej klasie cenowej, tym bardziej że za dwa- trzy lata, jak najstarsze egzemplarze potanieją w wersji używanej, to ze względu na wykonanie i pokrewieństwo z VW ma szansę być hitem na rynku używek w swojej klasie. Podobnie Octavia - tak prywatnie, jak i dla PH średniego i wyższego szczebla oraz jako flotówka - jest traktowana nie jak Golf,z którym jest spokrewniona, ale jak taki Passat dla ubogich. Odejście od Octavii nie spowoduje odpływu klientów do Passata, a tym bardziej Golfa, tylko raczej zwiększy parcie na Hyundai, Kia czy francuzy. Kolejny segment - Fabia, zwłaszcza kombi. Planowane ubicie Clio V w wersji Grandtour tylko wzmocni Skodę - ale potencjalni klienci na Fabię, jeśli zostanie ogołocona do bieda - wersji również nie powiosłują po Golfa, czy Polo, tylko poszukają u innych producentów.
  17. Że tak powiem, Twoja rada też do wskazanej kategorii IMHO należy. Auta za 13-20 kkm w grupie wiekowej 9-11 lat dopiero co szukałem prawie dwa miesiące (połowa sierpnia - początek października). Byłem w Ostrowcu, Wawie, Lublinie, Krakowie, Gliwicach, Bielsku Białej, jak również z jedna dobra rundka na terenie województwa się trafiła (gdy ojciec chciał mi udowodnić, że niepotrzebnie zwiedzam pół kraju i na 6 oglądanych wtedy aut 4 nadawało się wyłącznie na części, pozostałe dwa były skrajnie zajeżdżone). 90% aut odrzuciłem na etapie oglądania ofert w necie (drobne szczególiki ze zdjęć czy CEPIKU, które wskazywały, że sprzedawca i prawda o aucie poruszają się zupełnie odmiennymi ścieżkami). Około 2300 kkm przejechałem, ale mi nie szkoda, bo działałem metodą pół dnia na dwa-trzy auta blisko siebie, a drugie pół dla dzieciaków na atrakcje i jakieś zwiedzanie. Mimo zaawansowanych metod oglądactwa w necie i rozmów z handlarzami, po przyjeździe na miejsce trafiały się ulepy powypadkowe tak drastyczne, że szok, że to w ogóle wyjeżdża jeszcze na drogi. W kilku przypadkach miłą rozmowę ze sprzedawcą drastycznie kończyło użycie czujnika lakieru. Kilka aut, które przypuszczalnie były fajne, uciekło mi sprzed nosa (np. wieczorem wystawione w Krakowie, jak na drugi dzień zadzwoniłem o 10.00, to już było po zakupach). Fakt, że miałem wygórowane wymagania, ale po tych dwóch miesiącach udało mi się za przyzwoite pieniądze kupić prywatnie coś przyzwoitego. Może kolega przy takim szczęściu, że używkę kupuje w dwa tygodnie raz za razem powinien w totka zagrać, ale już nieraz przewijało się na tym forum, że nabycie auta w PL jeśli ktoś nie bierze okazji od sąsiada, a ma pewne wymagania (większe niż 4 koła i fakt, że pojazd odpala i jedzie do przodu i tyłu i hamuje), to tak od dwóch - trzech miesięcy do nawet pół roku nabycie używki zajmuje. To nie są jakieś pomysły moje czy kolegi z wcześniejszego wątku, tylko życiowa długoletnia praktyka większej liczby forumowiczów.
  18. A przewrotnie zapytam z drugiej strony - w jaki sposób niby kupujący ma dowodzić, że usterka nastąpiła w aucie i podzespole, które było przedmiotem sprzedaży? Bo sytuację kupuję prywatnie od prywatnego gruza, przez dwa-trzy dni po zakupie zauważam kopcenie na biało i drastyczny ubytek płynu chłodzącego, nie dotykając nic płacę za biegłego, który stwierdza UPG, po czym biorę papugę i wszczynam spór odnośnie zwrotu auta/partycypacji w kosztach naprawy z tytułu rękojmii, to rozumiem - po to jest bardzo potrzebna rękojmia, żeby skończyły się praktyki- również w prywatnej odsprzedaży-coś drogiego typu UPG, skrzynia DSG czy silnik do kapitalki się pojawia, więc trzeba auto pchnąć dalej, oczywiście za pełną cenę, niech kto innym się martwi. Ale sytuacja z wątku czy przywołany wyżej wyrok za 11 tysięcy (w który nie chce mi się wierzyć, chyba że sprzedający olewał również wezwania do sądu) - jaka rękojmia? Ktoś kupuje auto, jeździ nim nie wiadomo jak i nie wiadomo na czym, coś się psuje, grzebie przy tym jeden lub kilka warsztatów, gdzie tak naprawdę nie wiadomo, czy więcej nie popsuli niż naprawili lub nie podmienili jakiś części, motor zdecydowanie nie ma właściwości pierwotnych, jakie miał w momencie odsprzedaży, oryginalne części nie wiadomo gdzie - jak udowodnić, że zdemontowana UPG pochodzi z tego motoru albo jak uznać opinię warsztatu Heniek&Gienek kuzyni Jurka - nabywcy auta, że z pojazdem było coś nie tak, jak w ogóle dowodzić po naprawie czy nawet demontażu części bez udziału biegłego, że to faktycznie ten sam silnik i te same części, co były u sprzedawcy?. Nie dajmy się zwariować - rękojmia przy sprzedaży używki nawet prywatnie jest niezbędna, ale skorzystanie z niej skutecznie to nie taka prosta droga. Prosta piłka - jeżeli sprzedający jest przekonany, że sprzedał sprawny pojazd, to rozmawiać z kupującym nie wcześniej niż na etapie sądu, ale tylko przez prawnika. Jeżeli wie, że sprzedał coś, co się kończyło - albo zawrzeć ugodę i partycypować w kosztach naprawy, albo (nie dotyczy to tej sytuacji), jeśli nabywca przecknie się po dwóch, trzech dniach i nie zdąży nic nabałaganić, zwłaszcza przy tanim aucie, pisemnie poprosić o zwrot i oddać kasę. Ja tak zawsze robiłem z używkami - tydzień, czasem dwa dawałem nabywcy "na rozmyślenie się" - przy czym obcym krócej, znajomym dłużej - ale, że wiedziałem, co miałem i uczciwie mówiłem przy sprzedaży, jeśli było ryzyko awarii jakichkolwiek podzespołów, że "się kończą", to żadne z kilku aut do mnie nie wróciło.
  19. Więc @Sebbeks, odnosząc się do wątku-znajomi reprezentują grubszych handlarzy, po auta jeżdżą minimum 1x w tygodniu i przywożą po minimum 10 sztuk miesięcznie.Czyli po trzech miesiącach poszukiwań, co daje minimum około 30-40 wyselekcjonowanych, nadających się do dalszej odsprzedaży sprowadzonych aut według tej matematyki, przywieźli koledze ładną Ibizę.W dodatku nie na zwykły handel, tylko na zamówienie po znajomości. To jest to,o czym piszę, twierdząc że nie ma co liczyć na naprawdę dobre auto z zachodu.
  20. Inaczej - dobre auta, z pewną historią i małym przebiegiem, nie trafiają ani do handlarza, ani na mobile. Zostają w zdecydowanej większości w Niemczech, bo tam też są amatorzy na auta używane - sąsiedzi, krewni i znajomi - nie wszyscy mają furę Euro w portfelu i co rok biegną do salonu po nowe. Nie wszyscy też sprzedają dobre auta, z których są zadowoleni po trzech latach - niektórzy prywatnie jak u nas jeżdżą kilka czy kilkanaście lat, zanim się pozbędą. Ogólnie różnice jeśli chodzi o rynek prywatny i pojazdów flotowych w PL i DE mocno się zniwelowały, na tyle, że okazyjny zakup auta w DE jest mniej więcej tak samo prawdopodobny w obydwu krajach. Cena z mobile.de czy innego autoscout jest ceną wyjściową - ale tak, są handlarze, zwłaszcza drobniejsi, którzy wyszukują auta w necie i targują cenę na miejscu. Oczywiście cena transakcyjna nie jest równa cenie wystawienia - niemniej gdyby handlarze nie kupowali aut z mobile, to nie byłoby dopisków "Handlarzom i komisom dziękuję". Podejrzewam, że koledze chodzi o grubszych zawodników - którzy faktycznie nie kupują aut z ogłoszeń, tylko startują w licytacjach ubezpieczycieli, komorniczych, mają umowy z salonami na odbiór aut pozostawianych w rozliczeniu, kupują poleasingowe i tak dalej i tak dalej. Tylko teraz pytanie - jaki procent z tych aut, które wymieniłem, to perełki zadbane, z małym przebiegiem, od pierwszego, prywatnego właściciela i bez szkodowej przeszłości? Bo jeśli kolega w to wierzy, że to właśnie w większości takie okazje, które handlarz kupuje za 60% wartości, a za 80% odsprzedaje, to również podziwiam. Zatem w ramach testu wchodzimy na mobile, ustawiamy warunki jak wyżej, z oferty w danej marce i roczniku pozostaje może 10%, z cenami wyższymi niż w Polsce. Nie ma zatem opcji, żeby najbardziej ustawiony handlarz przywiózł auto o identycznych parametrach, w dodatku taniej. Te przywiezione zawsze będą miały jakieś "ale", przy czym im bardziej okazyjna cena, tym "ale" większe. Reasumując - szansa na perełkę z zachodu od handlarza jest na tyle nikła, a ryzyko, że kupimy badziewie na tyle duże, że gdyby podobne ryzyko było, że po wyjściu na zewnątrz rozjedzie mnie auto, to bym do końca życia z domu nie wyszedł.
  21. 2 miesiące i 1700 km później, pod domem stoi Clio III Grandtour 1.2 TCE.Mimo, że inna pozycja za kierownicą, niż pierwotnie planowałem, po trasie cca 200 km nóżki ok, czyli to nawet nie kwestia wysokości siedzenia, tylko jednak konkretnego fotela. Inne założenia spełnione-mały przebieg, stosunkowo młody wiek i pewna historia, teoretycznie idiotoodporne i nie generujące nadmiernych kosztów auto,w tym przynajmniej teoretycznie przyzwoity serwisowo silnik.Jest kawałek bagażnika, do którego wrzuci w razie czego jakieś walizki albo kosiarkę do serwisu (niestety to nie MB - trzeba będzie złożyć siedzenia). Teraz drobne odgruzowanie i jak typowy wąsacz mogę na 1 listopada przed rodziną szpanować nową (starą) furą. Dopisek - w założonym budżecie oczywiście się nie zmieściłem - miało być 13-14kzł, wyszło prawie 17 kzł, ale stwierdziłem, że lepiej dopłacić na tym etapie 3 kzł do sensownego auta, niż za miesiąc-dwa ładować te same pieniądze w naprawy czegoś kupionego taniej, ale w gorszym stanie.
  22. Taki przykład z życia.Jestem "na zakupie" auta.Tatuś po telefonicznej rozmowie poleca mi sprzedawcę z Wrześni, który z kolei jemu powiedział, że ma jakieś dojścia w towarzystwie ubezpieczeniowym i nie ma czasu na głupoty, auta sprzedaje prawie natychmiast tak, jak przywiózł. W ogłoszeniu Hyundai I30 rok 2010 chyba w benzynie, przebieg 111 tyś, delikatnie uszkodzony tylny zderzak, poszedł za 11 tysięcy. Czyli licząc konieczny zarobek pan handlarz kupił w DE za mniej niż 2 000 euro. U nas takie auto chodzi koło 18-20 tysięcy, czyli okazja stulecia.Niestety sprzedany, ale szczęśliwy traf , kolejny podobny już jedzie i będzie po niedzieli u nas, tamten nie dość, że koło 80 tys. km, to ma tylko drobną obcierkę, więc będzie ciut drożej - koło 13 tyś.zł. Ja po prostu nie wierzę, że w odstępie tygodnia handlarz zdobywa za bezcen dwa podobne auta,z których żadne nawet w najgorszych snach nie kwalifikowało się do całki, ale za to rodzony tatuś chce mnie zjeść, że takie okazje przepuszczam i szukam dużo droższego auta w Polsce.
  23. Porównaj ceny mobile.de oraz polskie. Cudów nie ma. Auto od handlarza to albo łupina, gdzie blacharz dopytywał się, co ma wyjść po klepaniu, albo w przypadku starszych aut - ok. 10 lat - auto po nieco drobniejszej kolizji, które z racji niemieckich cen zostało potraktowane jako całka, a u nas łatwo da się naprawić, albo - jeśli handlarz ma dostęp do zakupów hurtowych poflotowych - jest to auto poflotowe - niestety równie często ma kręcony licznik. Cudów nie ma - handlarz musi pojechać, przywieźć, przygotować do sprzedaży - jakaś polerka, 30 opakowań plaka na auto itp. Część handlarzy przywozi lekko lub nieco mocniej uderzone np. z Francji lub Włoch i sprzedaje jak jest - ale znowu stan techniczny i licznik niepewny. Kolejna nisza dla handlarzy - auta po zerwaniu paska lub łańcucha rozrządu lub inne uszkodzone mechanicznie - ale znowu nie ma co liczyć, że u nas naprawa została zrobiona na najlepszych częściach i tak, żeby chodziło lata, a jedynie tak, żeby czas jakiś się toczyło. Przy obecnym napływie handlarzy z krajów ogólnie mówiąc słowiańskich, szansa, że pojedziesz w ciemno i kupisz auto w DE w dobę jest bliska zeru. Poza tym zalety auta z Niemiec na dziś to lepsze wyposażenie, reszta już niekoniecznie - u nas też są drogi, serwisy samochodowe i dostęp do części - zatem stan techniczny auta z DE nie będzie często jakoś rażąco lepszy niż w PL. Często takie auta są nieco mniej zmęczone w środku - ale to znowu wynika ze specyfiki użytkowania - wyższe przebiegi, więcej dróg szybkiego ruchu, w przeliczeniu na km mniej operacji typu wsiadanie/wysiadanie, zmiana biegów itp. - ale tam znowu przebiegi większych aut po 40-50kkm rocznie nie są niczym niezwykłym. Ogólnie np. kilkuletniego diesla z przebiegiem poniżej 200 kkm włóż między bajki z mchu i paproci. Dodatkowo pamiętajmy o takim drobiazgu, że Niemiec, to nie dobry wujek, który z autem jeżdżonym do kościoła czeka na nabywcę z Polski i za bezcen go odda, po czym będzie dzwonił posłuchać silnika. Auta z DE są tak samo wyjeżdżone jak nasze, tak samo może być mina, usterki i rdza. IMHO wyjazd do DE opłaca się tylko wtedy, jeśli jedziemy po perełkę wystawioną na tyle drogo, że handlarzom się nie opłaci kupić, perełka ma wyposażenie, jakiego nie spotkamy w PL, jest nie starsza niż 4-5 lat i decydujemy się na to ze świadomością, że licząc koszty podróży, zakupu i inne zapłacimy około 10-15% drożej niż w PL. Ewentualnie mamy w DE rodzinę lub znajomego, który zaklepie nam auto od sąsiada, które w ogóle nie trafi nigdzie na sprzedaż. Wtedy może się taka transakcja opłacić, tym bardziej, jeśli perełka będzie po jakiejś drobnej stłuczce lub obcierce - koszty pracy w PL i dostęp do używanych części i zamienników jest o wiele lepszy niż w DE, więc co Niemcowi nie opłaci się naprawiać, u nas może zyskać dalsze życie. To tyle jeśli chodzi o DE. Osobiście jako aktualny potencjalny nabywca czegoś w rodzaju Clio, Merivy, Fusiona lub innego drobiazgu koło 15 kzł ( a więc circa 10 lat), po kilku wycieczkach skreśliłem auta bez rodowodu w PL. Co mnie natomiast martwi - handlarze też wyczuli ten trend, że ludzie mają pomału dość ulepów zza granicy i jeśli pojawia się auto z PL rodowodem w rozsądnych pieniądzach, to hieny rzucają się na niego i znika czasem w mniej niż 24h i trafia na plac za już nie tak rozsądne pieniądze, zazwyczaj ogołocone z dodatków typu drugi komplet opon, a często np. również radio, dywaniki itp. Reasumując - po około dwóch miesiącach poszukiwań, może niezbyt nasilonych, dwóch wycieczkach dalszych i kilku bliższych, dalej jeżdżę Mercem z podpisu i nie wiem, czy do wiosny jeździł nie będę.
  24. Teoretycznie poprawki do 1.5 dci w którym roku się pojawiły? Bo ten silnik pojawia się praktycznie od 2008 roku w Clio, jako jedyna alternatywa do benzyny, swoją drogą też słabowitej,gdzie w dodatku 1.5 dci ma często wersję 75 KM-raczej nie wysiloną.
  25. A ja się uprę przy swoim - patrząc ile udało Ci się do tej pory osiągnąć, oraz to, że temperatury coraz niższe, zostaw jak jest. Myjki, środki chemiczne - kolejne $$$ idą się paść. Z mojego doświadczenia - jeżeli olej nie pływa po osłonie, to na 99% nic nie kapnie, bo co do wierzchu wyjdzie, to się połączy z piachem i brudem z ulicy i po deszczu się wypłucze. To już lepiej zainwestuj 25 zł w środek do czyszczenia kostki (profilaktycznie, zresztą zawsze na półce się przyda nie tylko na wypadek wycieku tłuszczów z auta, ale np. plam po tłustym jedzeniu) i obserwuj, żeby w razie czego usunąć plamkę z kostki. Ewentualnie przez jakiś czas, ale to już naprawdę jako szczyt zapobiegliwości, parkuj na kawałku tektury pod silnikiem. Ta gąbka, która jest na osłonie, raz zalana czymkolwiek, już zawsze trochę tłusta będzie, szkoda czasu, hajsu, wody i zachodu na czyszczenie tego.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Używając tego serwisu, wyrażasz zgodnę na naszą Polityka prywatności oraz Warunki użytkowania.