Może jeszcze kilka słów o ogólnych spostrzeżeniach i samochodach które odpadły z konkurencji.
Po pierwsze Lancer jest obszernym samochodem jak na swój segment - obecnie chyba tylko w Hondzie Civic nie odczuwałem ciaśniejszego wnętrza.
Po drugie kluczowym kryterium wyboru był komfort siedzenia dla żony z uwagi na jej kręgosłup po urazach.
Kandydatem nr jeden był Hyundai i30 fastback, na którego miałem ofertę w granicach 85.000. Niestety odpadł z uwagi na totalnie niewygodne dla żony siedzenia - i przednie i tylne. Zresztą subiektywnie wnętrze i30 sprawiało najbardziej tandetne wrażenie ze wszystkich samochodów, które oglądaliśmy.
W Hyundaiu obejrzeliśmy przy okazji Kona, która jest całkiem fajna i nawet wygodna, ale ma za mały bagażnik (w końcu to klasa B) oraz Tucson - ale cena w konfiguracji takiej jak Sportage to minimum 112.500.
Kandydat nr dwa Honda Civic. Jeździ genialnie, ale ma pewne wady. Sedan ma masakrycznie mały otwór załadunkowy bagażnika. Natomiast hatchback w przystępnej cenowo wersji Sport nie ma możliwości montażu haka z uwagi na centralny wydech. Wyższa wersja ma wydech klasyczny, ale to już cennikowo 115.000, a do rabatów nie są skłonni. Widziałem na OtoMoto jeden egzemplarz z wyprzedaży 2018 za 103.000. Poza tym, pod przednimi siedzeniami nie ma miejsca na stopy dla pasażerów z tyłu. No i w Hondzie tak samo czułem ciągnące udo jak w Lancerze.
Kandydat nr trzy Kia Optima. Duży, wygodny, w miarę dynamiczny, w miarę cichy, do zamówienia za ok. 100.000, bo takich konfiguracji (benz. turbo automat) na stoku nie ma. Czas oczekiwania do 6 m-cy. Sedan albo kombi. Żona nie chce kombi, a z sedanem problem jak z Civic, choć otwór jednak większy. Szkoda że nie ma liftbacka. Poza tym żona twierdzi, że choć miejsca dużo, a zawieszenie komfortowe, to jednak kanapa trochę twarda.
Pozostając przy KIA:
Ceed zwykły - jeździ ok, w miarę cichy, subiektywnie o poziom lepiej wykończony niż i30, fotele o dziwo choć wyglądające tak samo jak w i30 to wygodniejsze. Problem pierwszy: albo hatchback z niedużym bagażnikiem albo kombi którego żona nie chce. Problem drugi: niczym się nie wyróżnia. Poza tym trochę ciaśniejszy od Lancera.
Proceed - żona wstępnie zaakceptowała bo nie wygląda jak typowe kombi. Jeździłem topową wersją i jestem w sumie rozczarowany. Tzn. dynamika i prowadzenie ok, ale z 200 KM to jest szybki kompakt a nie hot-hatch. A jak na taki samochód Proceed ma zbyt twarde zawieszenie i zbyt głośny wydech, żeby był wygodny w codziennym użytkowaniu. Poza tym przez obniżoną linię dachu, przy wzroście 172cm, musiałem uważać na głowę przy wsiadaniu.
Niro - niepozorny z zewnątrz, ale przestronny i ładnie wykonany wewnątrz. Do kupienia w dobrej cenie. Jazdę testową sobie odpuściłem po opiniach, że dostaje zadyszki przy prędkościach autostradowych.
Kandydat nr cztery Mitsubishi Eclipse Cross. Głównie ze względu na dotychczasowe doświadczenia z jakością i niezawodnością Lancera. Dwa razy przymierzałem się do tego samochodu, ale nie mogę zrozumieć idei tego wynalazku. Przede wszystkim wrażenia z jazdy są słabe - choć obiektywnie przy ostrzejszej jeździe trzyma się toru jazdy to subiektywnie buja się jak żaglówka. Wyciszenie jest akceptowalne i wycie silnika z CVT nie jest aż tak uciążliwe (ciekawostka: w jednym egzemplarzu CVT symulowała biegi, a w drugim klasycznie ciągnęła na stałych obrotach...). Miejsca z przodu i z tyłu jest wystarczająco, choć z przodu szeroki tunel trochę wchodzi w kolano, a z tyłu jest przesuwana kanapa, więc miejsce jest kosztem bagażnika. Gdy kanapa jest odsunięta do tyłu to bagażnik jest mały, a z kolei gdy kanapę przesunąć do przodu, to w podłodze bagażnika robi się wielka dziura w którą wszystko będzie spadać. Choć Mitsubishi twierdzi, że to najlepiej wykończony w środku ich samochód, to efekt nie powala - o ile szmata na siedzeniach robi solidne wrażenie w porównanie z konkurencją (żona tak twierdzi), to reszta wygląda plastikowo i w rzeczywistości o wiele gorzej niż na obrazkach. Szczytem idiotyzmu są zagłówki tylnej kanapy, które można ustawić tylko w dwóch pozycjach - albo max obniżone - wtedy gniotą w kark i tak nie da się siedzieć, albo max wysunięte (dobre 15 cm) - wtedy jeśli się nie ma 180 cm to są nad głową. Zresztą ja przy 172 cm siedząc z tyłu miałem niewiele miejsca nad głową. Ogólnie uważam, że to przestylizowany ASX (który zresztą jest wymiarowo taki sam) z mocniejszym silnikiem i przesadzoną ceną (Miałem ofertę po dobrym rabacie 103.000). Właściwie ASX jest chyba lepszy bo nie jest przekombinowany.
Kandydat rezerwowy nr 5 Seat Leon ST FR. Z uwagi na koniec produkcji tej generacji w ogłoszeniach pojawia się poniżej 95.000. Zrobiliśmy takim samochodem (z wypożyczalni) 500 mil w Anglii po różnych drogach i w sumie wszystkim członkom rodziny w miarę odpowiadał. Ze skrzynią DSG spore wrażenie zrobiła na mnie dynamika, przynajmniej w zakresie prędkości przepisowych. Utwardzone zawieszenie FR nie było uciążliwe nawet dla mojej żony. Nie wygląda też jak typowe klockowate kombi. W wersji FR jest trochę gadżetów, co z kolei podoba się mojemu synowi. Myślę, że gdyby nie Sportage, to skończyło by się na Leonie.
Zastanawialiśmy się jeszcze nad Jeep Renegade, ale w sumie nie miałem okazji się nim przejechać. Oglądając go na parkingu stwierdziliśmy że bagażnik będzie jednak za mały. Na Renegade w wersji Limited miałem wstępną ofertę 94.000.
Odrzuciliśmy z założenia Skody - Octavię bo są ich miliony i żonie się nie podoba - choć może niesłusznie bo to jednak o rozmiar większy kompakt i w ogłoszeniach pojawia się w cenach od ok. 92.000 oraz Scalę bo wygląda jak kapelusz na kołach.
Odrzuciliśmy też wszystkie francuzy, na podstawie uogólnionych doświadczeń znajomych i rodziny z ich awaryjnością - choć może też niesłusznie...