Skocz do zawartości

Byłem wczoraj świadkiem wypadku... dlugie


nieboraku

Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy czytałem posty niektórych forumowiczów, że byli świadkami wypadku, i piszą jak pomagali, jak się wkurzali że jako jedni z niewielu pomagali, zastanawiałem się, czy gdybym ja był takim świadkiem wypadku, czy bym pomógł, jak bym pomógł... Wczoraj miałem wątpliwą przyjemność jechać za samochodem, który taki wypadek spowodował. Jechałem za Toyotą Hiluxem pick-upem. Facet całą drogę, odkąd za nim jechałem, jechał jakoś dziwnie. Na odcinku może 4km ze dwa razy ściągało go na pobocze, potem przy wyjeździe z ronda zjechał ze swojego pasa na przeciwny i zmusił inne auto do ucieczki. Ogólnie coś było nie tak. Miałem zadzownić na policję, ale biłem się z myślami, bo droga nie za szeroka, a auto duże, wiec myślałem, ze koleś sien ie wyrabia i tyle. W każdym bądź razie na wszelki wypadek trzymałem się od niego z 50 metórw. I jedziemy tak, dojeżdżamy do miasta. Na drodze jest 50mph (ok. 80km/h) ale coś się zakorkowało, i wszyscy zwalniają do około 30mph. Wchodzimy w lekki łuk, i jadąca przede ną Toyota znowu zjeżdża na pas przeciwny. Na styk mija coś o niebieskim kolorze (nawetnie wiem, co to było) i centralnie wali w nadjeżdżajacego Citroena ZX - tak mniej więcej połowa toyoty wali w połowę citroena. Auta zachowują się jak plastelinowe kulki. Ja utrzymałem odległość, hamulec, wyskakuję z samochodu, i widzę, że za mną wysiadła już kobita, i krzyczę, zeby dzowniła po pogotowie. Lecę do wypadku. Z toyki wysiada o własnych siłach facet koło 50 i chyba jego syn. Z cotrona słuchac tylko krzyk. Podbiegam do pasażera, i widzę, że chłopaki żyją. Pasażer ma zakrwawioną twarz, ale żyje i ogólnie mówi, ze jest OK. Gorzej z kierowcą, bo wyje z bólu. Próbuję otworzyć drzwi od pasażera, ale nie da rady. Lecę od strony kierowcy, szarpię, w końcu drzwi się otwierają. Kierowca nie ma żadnych większych obrażeń, poza paskudnie połamaną noga. W citroenie nie było poduch, więc chłopaków ratowały tylko pasy. Nawet nie wiem jak, ale jakoś wydostał się z auta pasażer, gdy ja siłowałem się z drzwiami kierowcy. Gdy je otworzyłem, był już tylko kierowca w aucie (obaj to chłopaki po 20 kilka lat) - odsunąłem fotel, i przypomniało mi się, że kluczyki są w stacyjce. Wyciągnąłem je, i krzyczę do chłopaka, by został w aucie, bo nie wiadomo co mu jest. Z auta idzie lekki dym, ale podejżewałem, ze to płyn chłodniczy... pobiegłem do swojego auta po jakieś ręczniki papierowe, żeby chłopaka wytrzeć z krwi. W tym czasie chłopak sam wyszedł z auta. Gdy do niego wróciłem, prosił, by go położyć na ziemii. Z innych świadkiem, który dopiero teraz doszedł (chociaż może on pomagał wydostać się tamtemu chłopakowi z auta) położyliśmy go na ziemii, ktoś przyniósł koc, ktoś się znalazł z apteczką. I czekamy na pogotowie. Nie wiem, może przyjechali jak szybko mogli, może - ale dla mnie trwało to wieczność. Wyobrażam sobie, jak długo trwało to dla chłopaka. Chwilę później dojechały dwie jednostki straży pożarnej. Nie wiem, co im tak długo zajęło, ale ja na rowerze podobny odcinek pokonuję w 5 minut, jaki oni mieli. Nie wiem i nie rozumiem tego. Gdyby było zgrożone życie, gdyby auta zaczęły się palić, to po prostu nie wiem. Chłopak ze złamaną nogą w dwóch miejscach między kolanem a kostką, leżał, wył z bólu i co chwila pytał się o swojego kolegę z auta, co z nim. Był w tak potwornym szoku, że pytał co chwilę, mimo, że co chwilę mu mówiliśmy, ze jest z nim wszystko OK. W końcu chłopak znalazł się w karetce, jego kumpel też i wszyscy byli bezpieczni. W końcu przyjechała też policja. I wtedy zacząłem się bić z myślami - czy powinienem być świadkiem, gdy mnie o to zapytają? Co, jeśli facet prowadzący toyotę był pijany - a rozmawiałem z nim chwilę, i powiedział mi, że nic nie pił, choć coś było czuć, i że się zagadał - i będa mnie później ciągać po sądach, pytać? Miałem ochotę odpalić auto i się zawinąć, bo i tak i tak, sytuacja była jasna co się stało. W końcu jednak pomyślałem, że gdyby był to ktoś z moich bliskich, to chciałbym, by był ktoś, kto widział co się dzieje, kto był tuz za i kto potrafi to bezstronnie opisać. Zostałem. Policjant wziął moje dane, spisał krótki protokół i pojechałem do domu.

W domu zacząłem to wszystko analizować, zastanawiać się, dlaczego ci z citroena nie uciekali na pobocze - mieli czas, owszem były to sekundy, ale widzieli duże auto jadące na nich. Dlaczego facet tą toyotą się tak dziwnie zachowywał? Może faktycznie było po dwóch piwach "tylko" (w GB dozwolone jest 0.8 promila crazy.gif) i mieścił się w normach, ale słońce, rozkojarzenie i tragedia gotowa. Poza tym GB nie ma obowiązku posiadania gaśnicy, tójkąta czy apteczki. Wczoraj zrozumiałem, po co to wszystko. I na koniec dotarło do mnie, że w tym miejscu, gdzie się trafili normalnie wszyscy jadą te 80-90km/h - wczoraj z jakiegoś powodu jechali wolniej w granicach 50km/h. Gdyby nie to, chłopcy z citorena mieliby minimalne szanse na przeżycie, choć i tak byłem w szoku, bo przodu citroena nie było, auto już swoje lata miało, a chłopak wyszedł z takiego dzwona "tylko" z pokiereszowaną nogą. Szczęście w nieszczęściu icon_rolleyes.gif. To co mnie bolało, to że zatrzymało się masę aut, a tak naprawdę do pomocy było może 5 osób - wystarczyło, fakt, ale gdyby były problemy z wydostaniem chłopaków z auta, to by nie było tak. Zastanowił mnie też sprawca, który cały czas stał z boku i widać było, że był w szoku. Stał, chodizł koło auta, ale trzymał się z daleka od pomagania. Nie wiem, czy był pijany, wiem, zę go sprawdzali, ale wyniku nie znam. Ogólnie to wszystko wyglądało jak w najgorszym śnie, ale na szczęście okazało się, że chyba tak źle się nie skończyło. Okazało się też, że w sytuacji stersowej działam trochę irracjonalnie i mam nadzieję, że na długiiiiii czas nie spotkam się teraz z żadnym wypadkiem, bo ten krzyk, ten dxwięk gniotącej się blachy, ten smród rozlanych płynów, to wszystko sprawia, że gdzieś w głowie zostaje ten obraz i podświadomie zaczynasz się bać... ehhh, sorka, ze się rzopisałem, ale chyba nadal jestem w szoku trochę...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki, chociaż sami wiecie, że pomagając komuś w nieszczęściu nie robimy tego, żeby zbierać pochwały - choć jest to miłe. Ogólnie pisałem zdażenie ku przestrodze, i aby pokazać, że nie tylko TIRy powodują takie wypadki - choć faktem jest, że gdyby było to na polskiej drodze, duża szansa byłaby, aby zamiast tego pickupa jechał jakiś TIR. Inna sprawa, to lekka aluzja, że warto trzymać odległości, bo gdybym jechał bliżej tego pickupa, to albo bym mu wjechał w dupę, bo nie widziałbym co się dzieje, a hamowania tam nie było - tylko zjazd na inny pas i bum, albo oberwał odłamkami aut - poleciało lusterek, części - znalezienie się w polu rażenia, oznaczałoby niemałe uszkodzenia mojego auta. No i głównie pisałem to po to, by jeśli macie wątpliwości, że coś z kierowcą nie tak, dzowńcie na policję - być może kogoś uratujecie. Może i zmarnujecie komuś 15-20 minut na kontrolę, ale może komuś uratujecie zdrowie życie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gratulację za postawę! Możesz być z siebie dumny!

A teraz tak z innej beczki, trochę by podnieś świadomość innych osób. W razie wypadku, spytajcie się osoby poszkodowanej, czy nie jest chora na jakąś skazę krwi. Głupio zabrzmi, ale sam mam Hemofilię i gdybym tfu tfu miał wypadek, to bez podania leków i nie znalezieniu się w klinice hematologii mógłbym wykrwawić się na śmierć oslabiony.gif Taka osoba ma zawsze przy sobie jaką legitkę, w której jest wszystko opisane. To tyle. Dzięki za "wysłuchanie".

Pozdrawiam! 20.GIF

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> Dzięki za "wysłuchanie".

> Pozdrawiam!

Każde info jest ważne, a my możemy tylko zdobyć doświadczenie przez wymianę zdań, przemyśleń z innymi, i takich informacji jak ta - nie każdy jest przeszkolony z zakresu ratownictwa drogowego. ok.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gratuluję postawy i zimnej krwi ok.gif

Sam kiedyś udzielałem pomocy facetowi, który przewrócił się na chodnik i rozwalił sobie głowę - czekaliśmy na karetkę (z zegarkiem w ręku było 20 minut).

Jest to jeden z najruchliwszych przystanków tramwajowych w mieście, a raptem poza mną, to 2 babki pomagały cały czas uspokajając ofiarę.

Ludzie widząc, że gośc był pijany przechodzili obok bez żadnej reakcji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ok.gif

Ja miałem inną sytuacje , jade sobie droga gadam z moją biglaugh.gif i cos mni etak natkneło aby sobie spojżec w lewo na ulicy w tym momęcie maluch który jechał z przeciwka wylądowal w rowie ( prosta droga ) , odrazu noga z gazu i nawrót , powiem szczerze że gdybym nie zobaczyl że maluszek tam leci to raczej nik tego maluszka by tam nie wylookał , wpadl miedzy drzewa ( na szczęście ) i krzaki leżal na dachu , nawet nie pamietam czy wyłączyłem auto , napewno włączyłem awaryjne , odrazu pobiegłem do maluszka mimo że moja mówiła abym tam nie szedł ( strach robi swoje ) ale przecież ktoś tam potrzebuje pomocy , o dziwno Pani sama wyszła z maluszka nawet chciała wstać ale jej nie pozwoliłem , zadzowniłem po karetkę ( mimo iż jej nie chciała crazy.gif - okazało się że ma pękniete żebra ) , jak już tam byłem przy niej ktoś inny podjechał i też zaczął pomagać , wiem że nie moglismy znaleźć torbeki tej Pani wieć użyczyłem jej telefonu aby mogla sobie zadzownić do domu oslabiony.gif .

Tak wieć chłopaki trzymać postawe i zawsze reagowac w razie wypadku lub kolizji ok.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> zaczynasz się bać... ehhh, sorka, ze się rzopisałem, ale chyba

> nadal jestem w szoku trochę...

claps.gifclaps.gif

Ja wyciągam jeszcze jeden wniosek. Widywałem już "dziwnie" jadące autka (i raczej nie mam tu na myśli "zwykłych wariatów drogowych"). Czasami miałem ochotę zadzwonić na policję - ale sobie w końcu zawsze mówiłem "nie moja sprawa". Uświadomiłeś mi, że jeden taki telefon może uratować czyjeś życie albo zdrowie. Dużo łatwiej będzie mi teraz zadzwonić - gdybyś Ty zadzwonił pewnie do wypadku by nie doszło.

BTW. Naprawdę wcięcia i akapity sprawiają, że fajniej się czyta - a styl masz całkiem fajny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> Miałem zadzownić na policję, ale biłem się z myślami, bo droga nie za

> szeroka, a auto duże, wiec myślałem, ze koleś sien ie wyrabia i

> tyle.

Nie ma co się zastanawiać. TRZEBA zadzwonić na 112. Osobiście dwukrotnie neutralizowałem pijaków przy użyciu 112. Raz widziałem, jak w sklepie w Przasnyszu facet kupił browca "na miejscu", znaczy w samochodzie (vectrze) opędzlował go. Odniósł flaszki. Ale w tym samym czasie, jak gostek po piwkach wyszedł do sklepu, zadzwoniłem profilaktycznie na 112. Przyjechali. Czaili się w krzaczorach za nami. Jak się facet wypuścił na drogę - już smutni panowie się nim zajęli.

A drugi raz jechałem całkiem niedawno, 5 czerwca. Za jakimś niebieskim poldkiem truckiem. Jechał jakoś podejrzanie. Jechałem jakieś 80-90 km/h. Nagle zauważyłem, że gość jedzie poboczem. No i zaczął jakby przyśpieszać. Więc się zastanwiłem: "What's up?" Patrzę, jak facet pomyka coraz szybciej, wchodzi w zakręt w Kisielnicy k./Łomży (jadąc od Orzysza) jakieś 100 km/h. Nie wiem jak, ale mu się udało. Po chwili wjechałem w zakręt - facet jechał od boku do boku. Nie miałem wątpliwości. Zatrzymałem się, poszukałem komórki, wybrałem 112.

Facet na komendzie się ożywił. Prosił o szczegóły. Na koniec rzucił: "Już ruszamy". Za skrzyżowaniem z "61" pojechałem dośćszybko w stronę Lomży. Miałem nosa - widzę, jak facet tnie lewym pasem spychaj/ąc inne fury na pobocze. Gdy wjechałem na most na Narwi, zobaczyłęm Transita z łomżyńskiej Policji, jak zawraca "na sygnale". Gdy dojechałem do centrum Łomży - mieli już faceta. Wpychali go do "suki". Właściwie - wnosili. Poldek trochę otarty był spychany przez jakichś gapiów na pobocze. Za 20 minut - telefon. "Numer zastrzeżony" - widzę. Ten sam (chyba) policjant podziękował, "za ocalenie komuś życia i mienia".

Na policję dzwoniłem łącznie z trasy może z 10 razy. Zwykle widząc, że ktośmnie wyprzedził jadąc niesamowicie szybko. Dwa razy policja oddzwoniła - raz z Łomży, a kiedyś - z Łowicza, podziękowali, bo w tym złapanym (jak się okazało - kradzionym ) samochodzie uciekał jakiś przestępca z miejsca popełnienia zbrodni.

Osobiście uważam, że należy unieszkodliwić pijaków. Nawet, jeśli sięby okazało, że dlikwent jest trzeźwy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> Okazało się też, że w sytuacji stersowej działam

> trochę irracjonalnie i mam nadzieję, że na długiiiiii czas nie

> spotkam się teraz z żadnym wypadkiem, bo ten krzyk, ten dxwięk

> gniotącej się blachy, ten smród rozlanych płynów, to wszystko

> sprawia, że gdzieś w głowie zostaje ten obraz i podświadomie

> zaczynasz się bać... ehhh, sorka, ze się rzopisałem, ale chyba

> nadal jestem w szoku trochę...

Przede wszystkim kolego gratuluje postawy, oby kazdy w podobnej sytuacji (czego nie zycze nikomu) potrafil sie tak zachowac.

> sprawia, że gdzieś w głowie zostaje ten obraz i podświadomie

> zaczynasz się bać... ehhh,

Moze to glupio zabrzmi ale szkoda ze to mija co napisales, ze sie zapomina, bo czlowiek jezdzilby uwazniej.

W styczniu zaliczylem dzwona, nie z mojej winy uderzenie bylo przy okolo 40km/h wiec nie duzo (CCS, auto szkoda calkowita) skonczylo sie na paru siniakach, ale przezycie zostalo szkoda ze na 2-3 miesiace w moim przypadku.

Tuz po stluczce jak jechalem na trasie i bylo ogranicznie do 70km/h (skrzyzowanie, swiatla) ja zwalnialem do 50km/h mimo zielonego i patrzylem glownie na boki czy ktos nie wyskoczy (jak mi sie stalo) jezdzilem uwanie, cholernie uwanie nawet przestanio, po prostu strach. Teraz minelo pol roku, starchu juz nie ma i nie wiem czy to dobrze czy zle, bo jezdzilym napewno bardziej bezpiecznie i uwazniej niz teraz, chociaz sie staram.

pzdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> wiem czy to dobrze czy zle, bo jezdzilym napewno bardziej

> bezpiecznie i uwazniej niz teraz, chociaz sie staram.

Z tym się nie zgodzę. Nie raz i nie dwa widziałem, jak jazda z dozwoloną prędkością albo wolniej (nie uszukujmy się - tak się u nas nie jeździ) doprowadzała do niebezpiecznych sytuacji. Oczywiście winą trudno obwiniać jadącego przepisowo - ale jak jest wyprzedzany na trzeciego czy czwartego (albo ktoś mu wyjedzie tak wyprzedzając z naprzeciwka) to rykoszetem też ma spore prawdopodobieństwo oberwać. Oczywiście potencjalnych sytuacji może być cała masa.

IMVHO najbezpieczniej jest jechać z prędkością zbliżoną do "peletonu". I wolniej, i szybciej powoduje wzrost zagrożenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem i rozumiem, o co ci chodzi. Niestety błędy popełnia każdy, i czasem ponosi się za nie okrutną karę. POza tym trzeba pamiętać, ze na drodze nie jest się samemu, itzreba uważać na innych. Niestety mi też się zdażają błędy - może nie takie, że zjeżdżam na przeciwny pas, ale coś się zawsze wydaży. Staram się bardzo, ale wystarczy, że jedzie przede mną ktoś 30mph na 70mph, kopci potwornie, hamuje co chwilę i zachowuje się dziwnie, wtedy ja też zaczynam zachowywać się dziwnie. Zwłaszcza gdy byłem młodszy, miewałem jakieś wpadki - nigdy wypadku czy stłuczki (nie licząc przywalenia w słup na parkingu), ale miałem kilka sytuacji, gdy byłem o włos... Teraz mam trochę więcej oleju w głowie, mocniejsze auto, większe doświadczenie, choć im więcej mil na liczniku, tym bardziej widzę swoje braki.

Wiesz, ten dzwon sprawił, że bardziej boję się pickupów czu wszelkich SUVów - nie boję się o siebie w zasadzie, ale o moją żonę, która też dużo jeździ, ale jeździ bardzo luzacko, na zasadzie - a co się może stać?? To mnie martwi najbardziej, bo bolało mnie potwornie, gdy widziałem tą połamaną nogę. Kości nie musiały wyłazić, wystarczyło, ze wyglądało to jak worek z dwoma dużymi kawałkami czegoś w środku, a wszystko wisiało bezwiednie... nie chciałbym czegoś takiego u kogoś mi bliskiego... cóż, pozostaje życzyć wszystkim bezpiecznej drogi i wielu miłych wrażeń z jazdy ok.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> IMVHO najbezpieczniej jest jechać z prędkością zbliżoną do

> "peletonu". I wolniej, i szybciej powoduje wzrost zagrożenia.

nie chciałbym dyskutować, bo i nie ma po co dyskutować - chciałem tylko powiedzieć, że nie ma złotej reguły. Trzeba się dostosować do warunków. Ogólnie w przypadku citroena peleton zawiódł - jechali gęsiego, blisko jeden za drugim, zasłaniali sobie widok, zobaczyli auto dopiero, gdy w nich wjechało. Z drugiej strony oni też za szybko nie jechali, tak jak jechał peleton (znacznie wolniej niż można było) i co mieli zrobić? Wyprzedzić? Pewnie, że nie - więc siedzieli innemu autu na ogonie.

Inna sprawa, to że w krajach takich jak D, NL, F, GB pełno jest autostrad i ludzie na takich podmiejskich drogach się po prostu nie spieszą - owszem zdażają się debile, którzy przeleca koło deptaka 10mph i więcej od limitu,ale to jednostki. Stąd poczucia bezpieczeństaw jest wyższe i osobiście jestem za przestrzeganiem limitów. Bo i po co szarża, jak ja dojadę do autostrady w 30 minut, a koleś który pogoni dojedzie może w 25. Co mu to da? Ano nic, bo i tak na autostradzie przyciśnie i pogoni. Mam to zresztą przećwiczone na odcinku 23 mil do pracy - czy gonię, czy jadę normalnie, różnica wychodzi góra 2-3 minut, stąd jeżdżę wg limitów, ai na paliwe oszczędzam i na zdrowiu.

Ale wiem jak jest, i rozumiem, choć nie ukrywam, że gdyby peleton przekroczył pewną predkość bezpieczną wg mnie, nie goniłbym - zjechałbym przepuścił wszystkich i pojechał dalej - co zresztą często robię, bo nie mogę patrzeć jak mi jakiś idiota siedzi na ogonie i się odkleić nie może. Zjeżdżam w zatokę, czy jakkoliwiek inaczej ustępuję miejsca i tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> Brawo za postawę. Trzeba było zadzwonić.

Tak, zgadza się - trzeba było zadzownić - tyle, że by to tych chłopaków nie uratowało raczej - odcinek drogi, na jakim się to wydarzyło i kiedy zdecydowałem, że coś nie tak przejeżdża się w ca. 4-5 minut. Dzwon był w 3/4 długości wszystkiego - nie było najmnijeszej szansy, by go ktoś zdażył shaltować.

Ale teraz wiem, że trzeba dzwonić, trudno. Choć pewnie teraz nie będę zbyt obiekwtywny.

Inna sprawa, która mnie strasznie wku..ia tutaj, to 0.8 promila we krwi dozwolone dla prowadząceg. Pokazywali przed chwilą program - odpowiednik Drogówki - jak złapali kobitę - miała 0.31mg alkoholu we krwi i prowadziła auto. Policjant jeszze życzył jej miłej drogi... to jest akurat chore crazy.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> Ale teraz wiem, że trzeba dzwonić, trudno. Choć pewnie teraz nie będę

> zbyt obiekwtywny.

Dojdziesz do wprawy.

> Inna sprawa, która mnie strasznie wku..ia tutaj, to 0.8 promila we

> krwi dozwolone dla prowadząceg. Pokazywali przed chwilą program

> - odpowiednik Drogówki - jak złapali kobitę - miała 0.31mg

> alkoholu we krwi i prowadziła auto. Policjant jeszze życzył jej

> miłej drogi... to jest akurat chore

I dlatego w niekórych krajach dopuszczalna norma jest 0.00 promila.

Pozostaje pytanie bez odpowiedzi:

Kiedy w Polsce będzie 0.00?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> ps. staraj się uzywać enterów w tekście - bo w tej formie bardzo ciężko się czyta długie posty...

To prawda, czyta się ciężko, ale daj chłopaczynie spokój! crazy.gif Myślisz, że łatwo mu było pisać po takich przeżyciach? oslabiony.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 lata temu zdarzyła mi sie podobna sytuacja - całego zajscia nie widziałam, ale nadjechałam pare sekund po dosłownie, jeszcze kurz unosił sie w powietrzu - seicento i punciak, zderzenie czołowe.

Nie chciałabym przezyc tego jeszcze raz icon_eek.gif tłumy gapiów ktorzy nic nie robią tylko się mądrzą i drą japy, albo chca wyciagac z auta kolesia z urazem kręgosłupa screwy.gif

Byłam ze swoim facetem - zorganizowaliśmy pomoc - karetke, straz, lekarza, ktory mieszkał w okolicy, pierwsza pomoc typu tamowanie krwawienia, odpowiednie ułozenie - zadnego wychodzenia czy wyciągania z aut zeby nikomu nie zaszkodzić.

Koles z Seicento nie miał połowy czoła, znaczy tak mocno przywalił w kierownice ze skóra wisiała mi nad okiem, potwornie krwawił, ktos cały czas donosił z domu gazy i bandaże. Miał przeciętą przez pasy skóre na klatce piersiowej i szyi - pomogłam mu się wypiąć z pasów i kazałam absolutnie nie poruszać. Miał tez złamaną nogę. Jak pytałam czy coś czuje, czy coś go boli mówił ze nie - był w strasznym szoku. Prosił zeby zawiadomic jego zone, z trudem podał nr telefonu. Straż wycięła go z auta, bo nie dało sie otworzyc drzwi (jakis dupek chciał go przez okno wyciagać - myslał ze cieknie paliwo, a to tylko płyn chłodniczy screwy.gif). Kto wie - gdyby nas tam nie było prawdopodobnie by go przez to okno wyładowali z auta.

Z drugim kierowcą gorzej - był nieprzytomny. Po kilkunastu minutach zorientowałam sie że to mój znajomy... crazy.gif

Powazny uraz głowy - tez cały zalany, samochód wyglądał jak rzeźnia. Jego lekarka wyciągnela z auta - miał połamane obie nogi, nie mogl odzyskac przytomności.

Przeszedł trepanacje czaszki, porusza się jeszcze o kulach...był strażakiem...niestety pijanym w momencie wypadku sciana.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, ja na szczęście takiego problemu nie miałem, i się strasznie cieszę. Dogadanie się z angolami byłoby dla mnie problemem - żyję tu już i trochę mieszkam, ale nadal nie wiem jak jest bandaż, wata, jakiś tampon odsączający - niestety... W moim przypadku byłem jedynym który latał w okół samochodu i patrzył co się dzieje. Jedynie kobieta, która jechała za mną pomagała w ten sposób, że dzwoniła po pogotowie.

Co do urazów - wiem, że powinni zostać w aucie, wiem, że nie wolno ich było ruszać - sami wyszli. jeden w momencie gdy próbowałem się dostać do kierowcy, a kierowca gdy poleciałem po coś, by go wyczyścićz krwi. Gdy wróciłem stał już przy samochodzie crazy.gif - z jednej strony sięwkurzyłem, bo mówiłem, żeby został, a z drugiej się ucieszyłem, bo gdyby miał poważny uraz kręgosłupa czy powazniejsze obrażenia wewnętrzne, mała szansa by wyszedł sam. Poza tym miałem się z nim szrapać?

A co do twojego znajomego - boli, oj boli, gdy spotka znajomego nieszczęście i nawet gdy jest po kilku głębszych jest tendencja do usprawiedliwiania takiej osoby. W sumie to słusznie, bo to też człowiek, ale pomimo współczucia, karę powinien ponieść. Ten człowiek pewnie został ukarany odebraniem prawa jazdy, jakimś mandatem, ale jeszcze życie go ukarało, i jego najbliższych - potworne sciana.gif Tylko z drugiej strony czemu żałować człowieka, który siętym nie przejmował, nie myślał wcześniej o konsekwencjach - pewnie nie był to jego pierwszy raz... ot, popieprzone to życie i czasem stawia nas w potwornych sytuacjach.

Ważne, że pomogliście w potrzebie i zrobiliście to dobrze, i uratowaliście im życie - jak nabardziej ok.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siłą nikogo nie powstrzymasz jak sam wyłazi z samochodu - zrobił to na własną odpowiedzialność. Robiles co mogles i chwała ci za to, bo mogłoby sie skonczyc gorzej gdyby za pomaganie wzial sie ktos kto kompletnie nie ma pojecia co sie robi w takich sytuacjach. Wiadomo - nigdy nie jest sie przygotowanym na takie rzeczy, ale wystarczy zachowac zimna krew i mozna baaardzo pomóc.

Co do znajomego - nie znałam go blisko, ot tak, po prostu niedaleko siebie mieszkamy. Ja go nie usprawiedliwiam - jego błąd i ma nauczkę. Jest kaleką, stracił pracę, zaczyna sie staczać...niestety...wspolczuje mu bardzo, ale nic nie usprawiedliwia jazdy po pijanemu.

Z calej tej akcji pamietam jeszcze rozmowe z policjantem, ktory zapytał mnie w pewnym monencie czy ze mną wszystko okej - byłam tak przerażona i oszołomiona, ze moja twarz miała kolor kartki papieru...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> połowa toyoty wali w połowę citroena. Auta zachowują się jak

> plastelinowe kulki. Ja utrzymałem odległość, hamulec, wyskakuję

> z samochodu, i widzę, że za mną wysiadła już kobita, i krzyczę,

> zeby dzowniła po pogotowie. Lecę do wypadku.

niew wiem, jak w Anglii, ale pamietajcie, ze w Polsce NAJPIERW leci sie do wypadku, okresla ilosc rannych, a POTEM dzwoni na pogotowie i ta ilosc podaje.

dyspozytor musi wiedziec, ile ma wyslac karetek, a zasada jest taka, ze do 1 rannego jedzie 1 karetka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pad.gif - przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać - w takich chwilach liczą się cenne sekundy, zanim się połączysz, zanim wytłumaczysz gdzie, to inna osoba zdąży sprawdzić co się stało i co jest nie tak... smirk.gif mówię o działaniu zespołowym, chociaż w pojedynkę możesz zrobić podobnie - wykręcić numer i podbiec do auta, opisaćco i gdzie się stało, i połączony z dyspozytorem możesz pytać co jest, co boli, gdzie - to wszystko trwa bardzo krótko i skoordynowanie tych czynności nie jest problemem. Inna sprawa, że pewnie niewiele zmieni ta minuta czy dwie, ale na miejscu rannych chciałbym wiedzieć, że jest robione wszystko co najlepsze. Jak pisałem wcześniej - dla mnie oczekiwanie na karatkę to była mordęga i wieczność - nie wiem, jak dla nich. crazy.gif
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> niew wiem, jak w Anglii, ale pamietajcie, ze w Polsce NAJPIERW leci

> sie do wypadku, okresla ilosc rannych, a POTEM dzwoni na

> pogotowie i ta ilosc podaje.

> dyspozytor musi wiedziec, ile ma wyslac karetek, a zasada jest taka,

> ze do 1 rannego jedzie 1 karetka.

Tak, są to podstawy pomocy przedmedycznej, ale weź pod uwagę czynnik nerwów, które działają na człowieka - nieprofesjonalistę. Wtedy każdy działa pod wpływem emocji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> Sam nie wiem na ile w takiej sytuacji zachowałbym zimną krew, na

> pewno uczestnicwo w takiej akcji zapada głeboko w pamięć...

W końcu będzie to tylko mgliste wspomnienie... Mnie jeszcze pół roku po swoim wypadku na wspomnienie odgłosu zderzenia zlewał zimny pot, ale teraz już spokój, choć do końca zapomnieć się nie da. A postawa autora wątku rzeczywiście zasługuje na claps.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> dla mnie oczekiwanie na

> karatkę to była mordęga i wieczność - nie wiem, jak dla nich.

to teraz pomysl, co byloby, gdybys zadzwonil po karetke, a potem okazaloby sie, ze np. jest 5 rannych?

podpowiedz:

lekarz z karetki musialby zastosowac selekcje rannych, tzn. gdyby bylo 2 umierajacych, to pomoc otrzymalby tylko 1 - ten, ktory wg. lekarza mialby wieksze szanse na przezycie...

czy wlasnie w taki sposob chcesz pomagac ludziom?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> to teraz pomysl, co byloby, gdybys zadzwonil po karetke, a potem

> okazaloby sie, ze np. jest 5 rannych?

> podpowiedz:

> lekarz z karetki musialby zastosowac selekcje rannych, tzn. gdyby

> bylo 2 umierajacych, to pomoc otrzymalby tylko 1 - ten, ktory

> wg. lekarza mialby wieksze szanse na przezycie...

> czy wlasnie w taki sposob chcesz pomagac ludziom?

a jak ty bys się zachował w takiej sytuacji? na chłodno zacząłbys liczyc rannych? a może jeszcze oceniac komu karetka potrzebna a komu nie? to wszystko pieknie wyglada w teorii, ale w praktyce myslisz tylko o tym, zeby ranni jak najszybciej otrzymali pierwszą niezbędną pomoc - o to czy karetka bedzie jedna czy pięć mozna równie dobrze zadbac za 5 minut i wykonac kolejny telefon - wazne zeby na miejscu byla chociaz jedna, jak najwczesbniej, tu sie czasem licza minuty, minuty stracone na kalkulacjach

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> wazne zeby na miejscu byla chociaz jedna, jak

> najwczesbniej, tu sie czasem licza minuty, minuty stracone na

> kalkulacjach

hm, a ile minut zajmuje Ci policzenie do 10?

bo maksymalnie tyle poszkodowanych osob moze byc w 2 samochodach...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> to teraz pomysl, co byloby, gdybys zadzwonil po karetke, a potem

> okazaloby sie, ze np. jest 5 rannych?

> podpowiedz:

> lekarz z karetki musialby zastosowac selekcje rannych, tzn. gdyby

> bylo 2 umierajacych, to pomoc otrzymalby tylko 1 - ten, ktory

> wg. lekarza mialby wieksze szanse na przezycie...

> czy wlasnie w taki sposob chcesz pomagac ludziom?

Czy Ty kiedykolwiek udzielałeś komuś pierwszej pomocy w sytuacji takiej, jaką miał np. Lukaszeczek albo Angela_ap?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie wymagajmy od kolegi zbyt wiele, bo czytać nawet nie umie ze zrozumieniem crazy.gif

mówię o działaniu zespołowym, chociaż w pojedynkę możesz zrobić podobnie - wykręcić numer i podbiec do auta, opisaćco i gdzie się stało, i połączony z dyspozytorem możesz pytać co jest, co boli, gdzie - to wszystko trwa bardzo krótko i skoordynowanie tych czynności nie jest problemem.

To wszystko trwa dośc krótko, więc po co mam czekać z wykęcaniem numeru, skoro mogę zacząć dzwonić, np. wybrać 112 i dobiec do auta. Dobiegam do auta, zgłasza się dyspozytor, mówię, że był wypadek tu i tu, po czym sprawdzam ilu rannych, liczę, pytam się ich, czy żyją, co ich boli i na tej podstawie dyspozytor może wysłać karetkę/ki.

Inna sprawa, to to, że nawet gdyby było potrzebnych 5 karetek, szczerze wątpię by na miekscu znalazły się równocześnie, więc wezwanie nawet tylko jeden byłoby mądrzejsze, niż na zimno skalkulowane podejście do auta, policzenie, popytanie co jest i czy żyją, po czym wybieramy numer i dzwonimy. Jak namój gust jesteśmy trochę w ten sposób w plecy.

Przeczytaj to kubek076 jeszcze raz - telefon nie wybierze 112 w ułamek sekundy. To trwa. w tym czasie ty przy samochodzie możesz pomagać. W wypadku o którym mowa wytłumaczenie gdzie zajęło sporo czasu, bo było to na bocznej drodze. Więc gdy laska tłumaczyła gdzie, ja już miałem obcykane czy żyją i jak się mają. O info ile osób i co im jest zapytano nas dość późno - pewnie właśnie z tego powodu, że nigdy nie ma tylu karetek ile jest potrzeba - stąd wysyła się przynajmniej jedną, a potem dalszy wywiad pokazuje ile jeszcze potrzebnych. Uwierz mi, da radę to zgrać w czasie i to w sensowny sposób. I faktem jest, że wolę mieć jedną karetkę z lekarzem na miejscu, niż 5 w drodze smirk.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> Czy Ty kiedykolwiek udzielałeś komuś pierwszej pomocy w sytuacji

> takiej, jaką miał np. Lukaszeczek albo Angela_ap?

a czy wg. Ciebe udzial w takiej sytuacji usprawiedliwia popelnianie bledow?

bo wg. mnie dobra wola zycia czlowiekowi nie uratujesz...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> nie wymagajmy od kolegi zbyt wiele, bo czytać nawet nie umie ze

> zrozumieniem

Racja ok.gifsmile.gif

> Przeczytaj to kubek076 jeszcze raz - telefon nie wybierze 112 w

> ułamek sekundy. To trwa. w tym czasie ty przy samochodzie możesz

> pomagać.

W Polsce, to nawet nie odrazu zgłasza się dyspozytor/ka.

> I faktem jest, że

> wolę mieć jedną karetkę z lekarzem na miejscu, niż 5 w drodze

Bo lekarz zna się na tym, co robi i jemu dokładniej i łatwiej jest ocenić stan rannych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> a czy wg. Ciebe udzial w takiej sytuacji usprawiedliwia popelnianie

> bledow?

Nie, ale dzięki kursowi pomocy przedmedycznej upewniłem się w działaniu.

> bo wg. mnie dobra wola zycia czlowiekowi nie uratujesz...

Nie, ale trzeba jeszcze mieć umiejętnościNie, ale dzięki kursowi pomocy przedmedycznej upewniłem się w działaniu.

Nadal nie odpowiedziałeś na pytanie - czy Ty kiedyś znalazłeś się w takiej sytuacji?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Używając tego serwisu, wyrażasz zgodnę na naszą Polityka prywatności oraz Warunki użytkowania.